- Właściwie współczuję nauczycielom, ponieważ wiele się od nich oczekuje, gdyż są oceniani na podstawie tego, jak dobrze ich uczniowie radzą sobie z nauką. Nie zawsze są przy tym oceniani na podstawie tego, jaką przestrzeń dla uczniów tworzą. I myślę, że nawet jeśli chcą uczynić ją włączającą, nie zawsze otrzymują wsparcie, aby móc to zrobić – mówi w wywiadzie prof. Laura Crane z University of Birmingham.

Mateusz Różański: Zacznę od bardzo częstej sytuacji. Autystyczne dziecko trafia do szkoły lub przedszkola, co często przypomina zderzenie z górą lodową. Rodzice dowiadują się, jak bardzo ich dziecko jest problematyczne, niedostosowane i agresywne oraz jak bardzo nie pasuje do danej placówki. Jednocześnie to samo dziecko uczy się czytać szybciej niż rówieśnicy i wykazuje zaskakujące umiejętności. Dlaczego można być jednocześnie małym geniuszem i chodzącym problemem?

Profesor Laura Crane: Jedną z rzeczy, o których należy pamiętać, jest to, że tak naprawdę wiele dzieci wkracza do systemu szkolnego i doskonale sobie radzi, nawet jeśli są neuroróżnorodne. Zatem w Wielkiej Brytanii – i nie wiem, czy w Polsce jest podobnie – w szkole podstawowej, czyli w wieku od 4 do 11 lat, szkoła zazwyczaj jest dość wspierającym, uporządkowanym i przewidywalnym miejscem. To tam dzieci codziennie chodzą do tej samej klasy, z tym samym nauczycielem i tą samą grupą rówieśników. Właściwie u wielu dzieci i młodych osób w spektrum autyzmu problemy zaczynają narastać dopiero w szkole średniej (od 11 do 16 lat). Myślę, że częściowo wynika to ze zmiany otoczenia. Kiedy zmienia się szkołę, zazwyczaj jest ona znacznie większa. Uczniowie przemieszczają się z klasy do klasy, mają różnych nauczycieli i różnych kolegów. Z tego powodu uważam, że środowisko ma kluczowe znaczenie w określaniu, jakie wyniki w edukacji osiągnie dziecko. Ale myślę też, że to nauczyciele i personel szkolny będą kształtować to, czy dziecko spotka się ze zrozumieniem i empatią, czy też poczuje, że nie pasuje do mojego sposobu prowadzenia zajęć i dlatego samo jest problemem. Uważam zatem, że kluczowe są dwie rzeczy: należy zadbać o to, by środowisko było wspierające dla neuroróżnorodnego dziecka – a to, mam nadzieję, sprawi, że dzieci będą lubić szkołę i dobrze się w niej uczyć. Ale myślę też, że trzeba zadbać o wsparcie ze strony szkolnego personelu.

Wielu pracowników ma bardzo konkretne wyobrażenia o tym, jak dziecko powinno zachowywać się w szkole. Za tym właściwym zachowaniem może kryć się siedzenie nieruchomo w ławce, grzeczne słuchanie i tym podobne. Jednak dla niektórych dzieci może być to po prostu bardzo, bardzo trudne. Myślę, że nie chodzi o obwinianie dziecka za to, że nie potrafi brać udziału w lekcji w sposób, jakiego oczekujemy, ale o to, by nauczyciel zastanowił się: „Co mogę zrobić, aby to dziecko mogło przyswoić wiedzę, którą chcę mu przekazać?” Może to oznaczać podzielenie aktywności na etapy, zaoferowanie przerwy na ruch, zmianę sposobu nauczania lub sposobu, w jaki dziecko może się uczyć. Uważam więc, że bardzo wiele zależy od szkoły i ludzi w niej pracujących, ponieważ to oni wpływają na to, jak postrzegane jest zachowanie dziecka i czy jest ono oceniane pozytywnie, czy negatywnie.

Kolejna kwestia, którą chciałam poruszyć, to – nawiązując do Twojej uwagi o dzieciach, które wykazują naprawdę świetne umiejętności w pewnych obszarach – myślę, że są autystyczne lub neuroróżnorodne dzieci, którym w szkole idzie całkiem dobrze. Są bardzo uzdolnione, dostają dobre oceny i nie sprawiają problemów. Siedzą cicho, słuchają i pracują. I często myślę, że te dzieci również są niedoceniane, ponieważ nauczyciele uważają, że „one sobie radzą”. Nie widzą, jak wiele wysiłku kosztuje to dziecko.

No przecież wiadomo. Jak ma się piątki z góry do dołu, to przecież nie ma się żadnych problemów.

Właśnie tak, a w rzeczywistości taka osoba może potrzebować dużo wsparcia, na które można byłoby odpowiednio odpowiedzieć. Uważam, że ta grupa jest pomijana.

Tak się jednak składa, że nie wszystkie dzieci z autyzmem to mali geniusze. Niektóre z nich mają, na przykład, niski iloraz inteligencji lub inne niepełnosprawności psychospołeczne. Zdarza się również, że takie dzieci nie mieszczą się w systemie – są zbyt „sprawne” na szkołę specjalną, a jednocześnie nie radzą sobie w typowych placówkach. Mówi się wiele o edukacji włączającej, ale w praktyce szkoły chętniej przyjmują dzieci bez poważnych problemów.

Zgadzam się. Moim zdaniem szkoły specjalne mogą odgrywać bardzo ważną rolę. Czasami mamy do czynienia z sytuacją, w której dziecko mogłoby być w szkole ogólnodostępnej, ale nie jest w stanie przyswajać wiedzy, nie ma grupy rówieśniczej, czuje się bardzo wyobcowane. Tymczasem w szkole specjalnej, gdzie czuje, że są inne dzieci podobne do niego i jest dobrze wspierane edukacyjnie, mogłoby naprawdę rozkwitnąć. I myślę, że dla niektórych dzieci szkoła specjalna wcale nie oznacza, że są one wykluczone. Uważam, że być może musimy po prostu pomyśleć o włączeniu inaczej. Niektóre z naprawdę dobrych szkół specjalnych, z którymi współpracuję, skupiają się na włączaniu w szerszą społeczność. Mogą na przykład prowadzić piekarnię w pobliżu szkoły, gdzie ich uczniowie pracują i spotykają się z ludźmi z lokalnej społeczności. A dla nich to jest właśnie włączenie. Myślę, że musimy dobrze dobrać środowisko. I zgadzam się – sądzę, że czasem dążenie do pełnej inkluzji może być problematyczne, zwłaszcza dlatego, że nie sądzę, aby obecny system, który mamy, był naprawdę prawdziwie integracyjny. Jesteś inkluzywny, jeśli mieścisz się w wyznaczonych odgórnie wymaganiach. Uważam zatem, że szkoły specjalne mogą być naprawdę dobre, jeśli, jak mówisz, dzieci rozumieją swoje możliwości i są zachęcane do osiągnięcia sukcesu. Oczywiście, jeśli mają wokół siebie naprawdę dobrą grupę rówieśniczą, i są zachęcane do korzystania z tej grupy, nawiązywania znajomości i przyjaźni.

Jednak czasem szkoły specjalne prowadzą do wykluczenia. Dzieci, które się w nich uczą, dorastają w przekonaniu, że są „tymi gorszymi”, że nie mają przed sobą przyszłości. Czują się wykluczone już na starcie.

Ponownie, uważam, że można mieć naprawdę dobre szkoły włączające i naprawdę dobre szkoły specjalne, ale można mieć też naprawdę złe szkoły integracyjne i naprawdę złe szkoły specjalne. Myślę więc, że chodzi o zastanowienie się, co uważamy za dobry rezultat. Wydaje mi się, że każdy chce czuć się częścią swojej społeczności, i myślę, że możemy to osiągnąć na różne sposoby, w różnych środowiskach. Zdecydowanie uważam, że istnieje kilka naprawdę dobrych przykładów na to, jak szkoła specjalna może sprawić, że jej podopieczni poczują się włączeni i będą częścią dużej społeczności na wiele różnych sposobów. Nie wiem zbyt wiele o polskim systemie. Wiem, że w Wielkiej Brytanii często mamy coś pośredniego. Jest to wysoce wyspecjalizowana przestrzeń lub klasa dołączona do szkoły ogólnodostępnej. Dzięki temu dzieci mogą otrzymać odpowiednie specjalistyczne wsparcie, ale nadal uczyć się w ogólnodostępnej szkole. I pod pewnymi względami mogą być one całkiem skuteczne. Ale równie dobrze mogą być nieco wykluczające. Przeprowadziliśmy badania, które pokazały, że dzieci uczące się w taki sposób czasami czują, że nie pasują do rówieśników z klas ogólnodostępnych. Czują, że się od nich różnią. Ale czasem czują się też odmienne od dzieci ze swojej klasy specjalnej. Myślę więc, że to po prostu kwestia znalezienia miejsca, w którym się pasuje. Uważam, że środowisko jest tak ważne – musi to być środowisko, w którym czujesz się włączony i rozwijasz się. W tej chwili prowadzone są też bardzo ciekawe prace, które koncentrują się na tym, jak możemy uczyć dzieci, które nie są neuroróżnorodne, czyli dzieci neurotypowe, o neuroróżnorodności.

Przez ostatnie 200 lat w całej Europie mieliśmy niemal ten sam model edukacji: klasa, ławki, przerwy i nauczyciel stojący przy tablicy. W ostatnich latach coraz wyraźniejszej są głosy mówiące, że w epoce sztucznej inteligencji metody z czasów Kajzerów już nie działają.

Musimy inaczej podejść do edukacji. Musimy zastanowić się, co powinno być najważniejszym celem edukacji dla autystycznych i neuroróżnorodnych młodych ludzi. Czy chodzi tylko o to, żeby zdobywali dobre stopnie i wyniki na testach? Czy o to, żeby czuli przynależność i wspólnotę? Czy może chodzi o dobre zdrowie psychiczne i samopoczucie? Obecnie, moim zdaniem, edukacja ma zbyt nadmierne skupienie na wynikach akademickich, a tak naprawdę musimy myśleć szerzej o tym, jaki jest cel edukacji. Ponieważ w przeciwnym razie uważam, że w szczególności program nauczania jest tak naprawdę dostępny tylko dla mniejszości dzieci, które są bardzo uzdolnione akademicko potrafią siedzieć, słuchać nauczyciela i które, jak to się mówi, dobrze się zachowują. A przecież w szkołach panuje tak wspaniała różnorodność. Mam wrażenie, że czasami ją tłamsimy i nie uświadamiamy sobie korzyści płynących z różnorodności w szkole. Staramy się, aby wszyscy robili to samo w ten sam sposób, a to nigdy nie zadziała.

To przejdźmy do tematu, który budzi żywiołowe emocje. Przez lata modna była, dziś uznana za nienaukową, teoria o stylach uczenia się. Jednak ostatnio spotykam się z przekonaniem, że w wypadku dzieciaków neuroróżnorodnych ten termin może być użyteczny.

 Musimy odejść od jednego z przekonań – i widzę, że jest to problem w edukacji – że wszyscy myślą: „Okej, ten uczeń jest autystyczny. Potrzebuje struktury, potrzebuje przewidywalności... Potrzebuje wszystkich tych rzeczy. Potrzebujemy środowiska z niewielką ilością bodźców . A przecież są młodzi ludzie w spektrum autyzmu, którzy lubią niespodzianki, lubią robić rzeczy w kolejności, którą sami wybiorą, i chcą mieć trochę więcej wyboru i elastyczności. Myślę więc, że czasem może być pomocne myślenie o tym, że możemy mieć różnorodne grupy uczniów, którzy uczą się i myślą inaczej, i mają różne sposoby przyswajania wiedzy w szkole. Uważam, że zadaniem nauczycieli jest zastanowienie się, jak możemy sprawić, aby to, co robimy, było dostępne dla osób, które mają różne sposoby uczenia się. Musimy jednak odejść od myślenia w kategoriach: „Okej, to dziecko jest autystyczne, więc to zadziała” albo „To dziecko ma ADHD, więc zadziała to”. Wśród młodych ludzi istnieje wiele różnych sposobów angażowania się w naukę. Nawet kiedy ja uczę – pracuję na uniwersytecie – nie każę moim studentom tylko czytać. Może być podcast, może być nagranie wideo lub wywiad z kimś. Chodzi o to, aby było wiele różnych sposobów, dzięki którym mogą poznać informacje, zamiast, na przykład, tylko czytać. Czytanie jest w rzeczywistości bardzo, bardzo złożone, a wielu młodych ludzi może radzić sobie świetnie, ale jednocześnie zmagać się z nim. Uważam więc, że nie należy uczyć i oczekiwać, że wszyscy będą się uczyć w ten sam sposób, ale zapewnić wiele różnych sposobów nauczania i uczenia się.

Przejdźmy do kolejnego paradoksu. Niektóre dzieci, które na wczesnych etapach edukacji uchodziły za małych geniuszy, na późniejszych etapach po prostu sobie nie radzą. Oceny spadają, pojawiają się problemy z zachowaniem itd. Okres nastoletni bywa ogromnym wyzwaniem dla osoby w spektrum i jej otoczenia. Jak możemy tworzyć środowisko przyjazne dla dorastania w spektrum?

Myślę, że rozmawianie z dziećmi o autyzmie i neuroróżnorodności może być naprawdę pomocne. Sądzę, że wielu autystycznych młodych ludzi dorasta, nie wiedząc, że są autystyczni i nie rozumiejąc, co to oznacza. A tymczasem wiedza o tym, dlaczego pewne rzeczy robisz dobrze, ale z innymi się zmagasz, może być bardzo pomocna. Dzieje się tak, ponieważ wielu młodych ludzi, którym życie upływa na trudnościach w szkole bez znajomości ich przyczyny, myśli, że to oni są problemem. A tak naprawdę nie bez powodu szkoła jest dla nich pod pewnymi względami trudna, a pod innymi łatwiejsza. Myślę, że świadomość bycia autystycznym może być naprawdę, naprawdę pomocna. Dotyczy to także innych form neuroróżnorodności. Uważam, że kolejną rzeczą jest wspieranie młodych ludzi w zdobywaniu większej wiedzy o neuroróżnorodności. Jak wspomniałem, prowadzone są prace nad tym, jak rozmawiać z dziećmi o różnicach i różnorodności oraz jak być bardziej współczującym, jeśli dziecko się zmaga z trudnościami, i rozumieć, dlaczego może potrzebować wsparcia, którego nie otrzymuje. Ale myślę, że część tego sprowadza się również do ogólnego uczynienia szkół bardziej inkluzywnymi. Jak powiedziałem, uważam, że szkoła działa na korzyść bardzo wąskiej grupy osób. Musimy, jak już mówiłem, uczyć na różne sposoby i uczyć się na różne sposoby. Jeśli uda nam się uczynić szkołę bardziej sprzyjającą miejscem dla ludzi, którzy myślą i uczą się inaczej, myślę, że skorzysta na tym wiele osób. Uważam więc, że wszystkie te rzeczy razem wzięte pozwolą, miejmy nadzieję, uniknąć niektórych problemów, o których mówisz.

Tymczasem w Polsce często mamy do czynienia z tak zwaną neurościemą. Tworzy się rozwiązania dla osób neuroróżnorodnych, ale tylko z nazwy – na przykład pokoje wyciszenia, bezpieczne przestrzenie umieszczone na końcu szkoły lub w formie kącika w klasie. Organizuje się także akademie z okazji 2 kwietnia w zatłoczonych salach gimnastycznych, z głośną muzyką i innymi hałasami."

Całkowicie się zgadzam. Myślę, że jedną z rzeczy, którą musimy... Właściwie współczuję nauczycielom, ponieważ wiele się od nich oczekuje, gdyż są oceniani na podstawie tego, jak dobrze ich uczniowie radzą sobie z nauką. Nie zawsze są przy tym oceniani na podstawie tego, jaką przestrzeń dla uczniów tworzą. I myślę, że nawet jeśli chcą uczynić ją włączającą, nie zawsze otrzymują wsparcie, aby móc to zrobić. Dlatego właśnie jeden z naszych obecnych projektów dotyczy tych bezpiecznych przestrzeni (safe spaces), ponieważ wszyscy ich używają lub zaczynają to robić. Ale, jak słusznie zauważyłeś, czy są bezpieczne tylko z nazwy? Czy rzeczywiście są realną pomocą? Czy młodzi ludzie brali udział w ich tworzeniu? Mamy nadzieję, że uda nam się przyjrzeć ich użyteczności i ustalić, co jest w nich dobre, co czyni je skutecznymi i pomocnymi, ale także co czyni je symbolicznymi, jakie są ich wady i szkody, które mogą wyrządzić.

I myślę, że właśnie w tym miejscu badania mogą być naprawdę pomocne, ponieważ szkoły po prostu robią wiele różnych rzeczy, a my nie wiemy, czy są dobre, czy złe.

Z tego, co wiem, to już część szkół, w ramach remontów i modernizacji, projektuje się tak, by były one miejscami przyjaznymi dla osób neuroróżnorodnych, by były w nich miejsca wyciszenia, by miały bardziej harmonijną strukturę. Może w tym kierunku powinniśmy pójść?

Ja spojarzałabym na ten temat jeszcze szerzej. Chodzi o ideę, że tak naprawdę może nie wszyscy muszą być w klasie przez cały czas. Pewna młoda osoba w spektrum autyzmu, z którą niedawno rozmawiałem, opowiadała, że pozwolono jej uczęszczać do szkoły od poniedziałku do czwartku, a piątek był dniem, kiedy mogła pracować z domu. Nadal miała, oczywiście, zadania do wykonania i rzeczy do nadrobienia. Ale bycie w domowym środowisku przez ten jeden dzień było tak bardzo pomocne dla jej zdrowia psychicznego i samopoczucia. Jednak niektóre szkoły nie mają takiej elastyczności, by to zaoferować. Myślę, że musimy naprawdę poważnie zastanowić się nad tym, jak możemy to zmienić? Jak możemy uczynić środowisko szkolne bardziej elastycznym? Uważam, że jest wiele rzeczy, które możemy zrobić i przemyśleć, ale często wprowadzamy zmiany wewnątrz systemu, a być może musimy pójść jeszcze dalej.


Laura Crane jest psycholożką i profesorką studiów nad autyzmem na Uniwersytecie w Birmingham (Wielka Brytania), gdzie kieruje Autism Centre for Education and Research (ACER). Współpracuje ze społecznością osób autystycznych, współtworząc badania odpowiadające ich realnym potrzebom. Ma na swoim koncie liczne publikacje z zakresu edukacji, opieki zdrowotnej oraz wymiaru sprawiedliwości. Przed dołączeniem do Uniwersytetu w Birmingham, prof. Crane pracowała na University College London w Centre for Research in Autism and Education (CRAE). Profesor Crane była jedną z prelegentek na Konferencji Neuroshow 2025 zorganizowanej przez Fundację JiM.

Logo konferencji Neuroshow 2025 z podpisem