Kino z dala od niańczenia
W filmie „Sokół z masłem orzechowym” splatają się losy dwóch rozbitków życiowych – Zaka i Tylera. Ten pierwszy to całkiem bystry i pomysłowy dwudziestoparolatek z zespołem Downa, który z powodu niewydolnego systemu pomocy społecznej trafia do domu starców, drugi to awanturnik po przejściach, próbujący pozbierać się po śmierci brata. Zak marzy o walce na ringu z gwiazdą wrestlingu, Tyler raczej musi odpocząć od bójek. Obaj muszą uciekać – ten pierwszy, żeby mieć wreszcie szansę w życiu narozrabiać, ten drugi – bo narozrabiał już w życiu zbyt dużo.
Czego można spodziewać się po filmie o tak oryginalnym i nieoczywistym tytule jak „Sokół z masłem orzechowym”? Wszystkiego lub niczego. Na szczęście w przypadku debiutanckiego obrazu Tylera Nilsona i Mike’a Schwartza, odpowiedzialnych za scenariusz i reżyserię, odnajdziemy raczej to pierwsze. Jednoznaczna klasyfikacja gatunkowa w przypadku „Sokoła z masłem orzechowym” nie jest prosta. To miejscami kino przygodowe z wartką akcją, trzymającą w napięciu, ale też obyczajowe, skłaniające do refleksji, bywa też dyskretną komedią, nierzadko wywołującą uśmiech na twarzy widza.
Od lewej: Tyler (Shia LaBeouf) i Zak (Zack Gottsagen)
Fabuła, w przeciwieństwie do tytułu, nie jest wyszukana. Splatają się w niej losy dwóch rozbitków życiowych: Zaka (w tej roli świetny Zack Gottsagen) i Tylera (znakomity Shia LaBeouf). Ten pierwszy to całkiem bystry i pomysłowy dwudziestoparolatek z zespołem Downa, który z powodu niewydolnego systemu pomocy społecznej trafia do domu starców. Drugi to awanturnik po przejściach, próbujący pozbierać się po śmierci brata. Zak marzy o walce na ringu z gwiazdą wrestlingu, Tyler raczej musi odpocząć od bójek. Obaj muszą uciekać – ten pierwszy, żeby mieć wreszcie szansę w życiu narozrabiać, ten drugi – bo narozrabiał już w życiu zbyt dużo.
Proste gesty, słowa, sytuacje
Kinematografia zna wielu takich bohaterów, którzy przemierzając wspólnie dziesiątki kilometrów odkrywają jakąś prawdę o sobie i dzięki niej mogą rozpocząć nowe życie. Jest jednak w filmie Nilsona i Schwartza coś wyjątkowego – jakiś rodzaj czułości, którą okazują sobie główni bohaterowie, a widz przypomina sobie, jak duże znaczenie w życiu mają proste gesty, słowa, sytuacje.
Scenariusz filmu jest precyzyjny, każde zdanie ma swoją moc. Ogólnie bohaterowie filmu nie mówią wiele i to jest ogromny plus „Sokoła...”. Kino drogi ma to do siebie, że potrafi być przegadane. „Sokół z masłem orzechowym” nie jest. Właściwie niezupełnie jest kinem drogi, bardziej – wody, rzeki. Bohaterowie poznają się w łodzi motorowej Tylera, później podróżują wpław i na tratwie. Co ciekawe – Zak nie potrafi pływać. Ale mając przed sobą wyzwania, stara się im sprostać i nadąża za swoim sprawnym współtowarzyszem.
„Nie możesz mnie spowalniać” – mówi Tyler do Zaka. Relacja, która się między nimi nawiązuje, zakłada jakiś rodzaj partnerstwa, nie mamy tutaj do czynienia ze sprawnym, wszechwiedzącym opiekunem i potrzebującym na każdym kroku jego pomocy podopiecznym. Tyler nie rozczula się nad Zakiem, nie skupia na tym, czego chłopak nie umie i nigdy się nie nauczy. Raczej stara się dostrzegać jego atuty i podczas wspólnej drogi je wykorzystywać. Ale przede wszystkim nie niańczy Zaka. Pozwala mu na bycie dorosłym, na przeżycie męskiej inicjacji, której elementem jest i napicie się alkoholu, i użycie strzelby.
Od lewej: Eleanor (Dakota Johnson) i Tyler (Shia LaBeouf)
Magiczne zaklęcie
„Sokół z masłem orzechowym” to kino pogodne, budujące i uniwersalne w tym sensie, że każdy widz, bez względu na wiek czy płeć, znajdzie w nim coś dla siebie – fajne dialogi, wartką akcję, piękne, letnie krajobrazy, energetyczną muzykę. W tej historii o mężczyznach znalazło się też oczywiście miejsce dla kobiety (w roli filmowej Eleonory – przekonująca Dakota Johnson), więc również spragnieni filmowego love story powinni być usatysfakcjonowani. W filmie odnajdziemy zarówno coś drapieżnego (co symbolizować może sokół przywołany w tytule), jak i gładkiego (masło orzechowe).
Nie jest to obraz bez zarzutu – twórcy miejscami jakby „popłynęli” w swoim optymizmie, serwując widzom magiczne zaklęcie „dam radę!”, które wypowiedziane kilkakrotnie przez Zaka staje się gwarancją jego życiowego sukcesu. Mnie to akurat nie przekonuje, ale mamy przecież do czynienia z produkcją amerykańską, a w Ameryce – wiadomo – wszystko jest możliwe. Można uciec z domu starców w samych majtkach i nikt tego nie zauważy. Można też złowić rybę w rzece gołymi rękami. A potem upieczoną zjeść z masłem orzechowym.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz