Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Trudne pytania na koniec roku

31.12.2019
Autor: Dorota Próchniewicz, fot. Fundacja JiM
Źródło: Integracja 6/2019
Dorota Próchniewicz stoi ze splecionymi rękami

Przyszłość to jeden z głównych tematów, o jakich wciąż myśli się i mówi w rodzinach, w których są osoby z niepełnosprawnością. To temat codzienny, stale obecny. Można powiedzieć: totalny. Obecny przy otwieraniu portfela. Przy każdym wyjściu z domu. Przy każdej rozmowie.

O przyszłości nie da się nie myśleć w naszych domach. Co będzie jutro? Co za rok? Co nas czeka? Co z nami będzie? Co dalej? Czy coś się wreszcie zmieni?

Gdy mijają kolejne lata, temat przyszłości coraz łatwiej, coraz bardziej naturalnie zamienia się w słowa: Jak długo jeszcze? Ile jeszcze można czekać? Nie mam już na nic siły. Nie mam siły dalej walczyć. I tak nic się nie zmieni. Ile razy można zaczynać od nowa?!

Przyszłość w naszych rodzinach to temat trudny, smutny, budzący obawy. Temat wiszący nad nami niczym gradowa chmura, która nie zwiastuje dobrej pogody. Niczym ciężki, bury koc zasłaniający widok (podobno świat jest piękny). Jeśli jesteś osobą z niepełnosprawnością, opiekunem takiej osoby, kimś dla niej bliskim, zwykle nie skaczesz z radości, gdy zbliża się Nowy Rok. Chociażby z powodu wspomnianego zmęczenia. Bo oto mija kolejny rok, w którym znów trzeba było walczyć o każdy dzień. W którym trudno było coś zaplanować. Kolejny rok zawiedzionych nadziei, niespełnionych obietnic. Kolejny rok pełen napięć, niepewności, czy przyznają to czy inne świadczenie, czy nie zmniejszą jego wysokości, co powiedzą na kolejnej komisji orzekającej, czy projekt (nieważne który) będzie przedłużony i na jak długo.

Kolejny rok, w którym nic się nie zmieniło. Następny miałby być inny?

Jesteśmy tylko ludźmi. Uczymy się na własnych doświadczeniach, obserwujemy doświadczenia innych w podobnej sytuacji. Coraz trudniej wykrzesać z siebie choć trochę optymizmu. Mnie też słowa nie układają się radośnie, gdy piszę ten tekst. Każdy kolejny rok, od dawna, od 10 czy może 12 lat, wygląda bardzo podobnie. Gdy się kończy, przychodzą myśli o tym, czego nie udało się zrobić, co nie nadeszło. Z czego trzeba było zrezygnować. Kumulowanego miesiącami zmęczenia nie da się już ukryć. Łapię się na tym, że powtarzam sobie: „Oby tylko dotrwać do Nowego Roku” i przez chwilę jest to pocieszeniem. Mamy wdrukowane w głowę, że „nowe” może oznaczać „lepsze”. I to, że los może się odmienić.

Dawno, dawno temu, gdy jeszcze nie miałam dziecka z niepełnosprawnością, myślałam, że ludzie sami są odpowiedzialni za swój los. I są sobie winni, gdy w życiu im się nie układa. Myślałam tak nawet wtedy, gdy syn był mały. Miał już diagnozę. Słowo autyzm niewiele wtedy jeszcze znaczyło, a niepełnosprawność była pojęciem nieznanym. Patrząc na małe dziecko, trudno nie mieć nadziei. Będąc młodym człowiekiem, trudno też z góry skazywać się na niepowodzenie.

Czas nauczył mnie pokory. A przede wszystkim tego, czym jest życie w społeczeństwie tak, a nie inaczej skonstruowanym. Tysiące razy słyszałam, że jestem bohaterką, zdaniem kogoś, kto jest w zupełnie innej sytuacji (i wiem, że nie ja jedna to słyszałam). Tysiące razy zastanawiałam się, co ja właściwie takiego bohaterskiego robię, zajmując się własnym dzieckiem.

Czas nauczył mnie tego, że mamy ograniczony wpływ na swoje życie. Gdy trafia się choroba czy niepełnosprawność, zupełnie zmienia się układ sił. Pojawiają się nieznane dotąd, a bardzo znaczące potrzeby. Szybko pojawia się przekonanie, że nie ma szans, aby poradzić sobie z nimi samemu. Ty i twoja rodzina stajecie się zależni. Potrzebujecie diagnoz, orzeczeń, rehabilitacji, terapii, specjalistów, leków... Potrzebujecie ich stale. Szybko się orientujecie, że o nie niełatwo. Nie ma gwarancji, nie ma pewności. Nie wiadomo, co dalej. Przepisy są niejasne, ciągle się zmieniają, nie uwzględniają wielu potrzeb, a może raczej – uwzględniają niewiele z nich. Koniec z planowaniem przyszłości. To chyba najgorsza ze zmian. Jaki wtedy można mieć wpływ na swoje życie?! No, cóż – ograniczony...

Mimo wszystko to tak całkiem nie straciłam dawnych przekonań, że sami kształtujemy swoje życie. Wiele ograniczeń można pokonać. Warto się z nimi mierzyć. Ja nie mogę przestać tego robić. Ktoś jeszcze? Znam sporo osób, które się nie poddały i nie powtarzają refrenów, że nic się nie zmieni, że jest źle, a będzie gorzej. Tylko dzięki nim daje się przetrwać, a czasem nawet cieszyć. Również z tego, że Nowy Rok to jednak nowa nadzieja.


okładka numer 6/2019 magazynu Integracja z Dorotą Ziental i jej psem przewodnikiemArtykuł pochodzi z numeru 6/2019 magazynu „Integracja”.

Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.

Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach (w dostępnych PDF-ach).

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • Przyszłość = Quo Vadis?
    Józef Bogdaszewski
    06.01.2020, 13:59
    Przyszłość rodzin wychowujących niepełnosprawne dziecko od urodzenia, to jest słowo klucz w bliższej lub dalszej przestrzeni życia; co się stanie z dzieckiem gdy nas zabraknie? Takie retoryczne pytanie tkwi w nas ciągle a potęguje się w sytuacjach kryzysowych, stresowych, ekstremalnych. Przyszłość, jaka będzie tego nikt nie wie poza Panem Bogiem i mamy tego świadomość, ale to nie oznacza, że tutaj na Ziemi nie możemy wspomagać Pana Boga i czynić wiele wspólnego dobra dla poprawy sytuacji osób niepełnosprawnych oraz członków ich rodzin. 40 lat doświadczania życia z dzieckiem niepełnosprawnym nauczyło mnie, że nade wszystko w jedności siła, że można uczynić wiele dobrego, gdy się tylko tego pragnie, a sprawy jednostkowe nie przedkłada się nad sprawy innych bardzo podobnych lub nawet bardziej złożonych problemów rodziny wychowującej niepełnosprawne dziecko, szczególnie gdy jest to już dziecko pełnoletnie i w tym wieku wymagające już wiele większych potrzeb i sił z naszej strony, a tym samym znacznie zwiększonych kosztów funkcjonowania. Czynienie wspólnego dobra dotyczy wszystkich; zarówno rodziców, profesjonalistów wielu dziedzin, jak również możnych i decydentów tego świata.
    odpowiedz na komentarz
  • Ubiegły rok
    Joanna K.
    01.01.2020, 18:35
    Dorota Próchniewicz jak zwykle w punkt. Nasz ubiegły rok miał przynieść wiele zmian, a nie przyniósł nic prócz rozczarowań. Walczę z gminą o dowozy mojego niepełnosprawnego syna do Ośrodka Rewalidacyjno-Wychowawczego, który to dojazd syn ma zagwarantowany ustawowo. Wygrałam sprawę w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym, a gmina złożyła skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego, co służy jedynie odwleczeniu sprawy, bo i tak ją wygram. Tyle, że za jakiś rok do półtora. W tym czasie koszty obsługi prawnej oraz koszty sądowe zapewne przekroczą koszt samych dowozów (do szkoły mieszczącej się jakieś 2 km od Ośrodka syna, bus z uczniami z Gliwic dojeżdża). Ponadto ponad dwa lata czekamy na zamianę mieszkania z Gminą ze względów zdrowotnych. Obecne mieszkanie jest skandalicznie zagrzybione, a Zarządca budynku (mieszkanie jest komunalne) mimo przeprowadzonego w ub. roku remontu, nie potrafi doprowadzić do tego, aby wykonawca przeprowadził remont wynajmowanego przez nas lokalu. W tym czasie śle do mnie pisma, że... to ja nie udostępniam mieszkania! Przez "udostępnienie mieszkania" Zarządca chyba ma na myśli eksterminację mojego niepełnosprawnego syna, bo od wykonawców usłyszałam, że "przy takim dziecku tego się nie da zrobić". Efekt? Wszystkie mieszkania w kamienicy zostały przyłączone do miejskiego CO i CWU, oprócz naszego. Z powodu niepełnosprawności dziecka. A jak pisałam wnioski na odpowiadające nam mieszkania, przydziały dostawali inni. Urzędnicy sami zafundowali sobie impas... Do niedawna naciskano na mnie, abym podpisała oświadczenie, że nie wyrażam zgody na wykonanie remontu (próbowano nawet użyć podstępu). Skandaliczne zachowania. Z tego względu nie czekając już dłużej na rozwój sytuacji, o sprawie powiadomiłam Sanepid, Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego oraz napisałam skargę do WSA, ponieważ ZGM zakwestionował nasze uprawnienia do otrzymania lokalu komunalnego w nowo wybudowanym bloku. Na szczęście problem działania gliwickiego OPS-u zdaje się być rozwiązany, bowiem od 2020 roku przeprowadza się reorganizację całej jednostki. Zmieniono również dotychczasową Dyrekcję. Oby nowa była bardziej empatyczna, bo do działań OPS w poprzednich latach również miałam sporo do zarzucenia (choćby brak realizacji specjalnych programów rządowych ułatwiających funkcjonowanie osobom niepełnosprawnym). Poprzednie działania były chyba nastawione głównie na problemy alkoholizmu i narkomanii, a środowisko osób niepełnosprawnych omijano szerokim łukiem, dopóki sami sobie nie "wywalczyliśmy" jako takiej obsługi. Ilość odwołań do Samorządowego Kolegium Odwoławczego oraz skarg do Urzędu Wojewódzkiego w sprawie realizacji Specjalistycznych Usług Opiekuńczych dla Osób z Zaburzeniami Psychicznymi wołała o pomstę do nieba. Więc jakiś promyczek nadziei na lepszy Nowy Rok jest. Oby nadzieja ta nie okazała się płonna...
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas