Gorzej, niż myśleli czyli Kątna, Piskorski i Gonera na wózkach inwalidzkich
Dla osób na wózkach inwalidzkich Warszawa jest miastem wrogim i pełnym niebezpieczeństw. Postanowiliśmy to zmienić. Wspólnie ze Stowarzyszeniem Przyjaciół Integracja rozpoczynamy akcję Warszawa Bez Barier. Do akcji włączyli się politycy i artyści.
Na naszą prośbę Mirosława Kątna, Paweł Piskorski i Robert Gonera zgodzili się wsiąść na wózki inwalidzkie. Poruszali się na nich po Warszawie, wcielając w osoby niepełnosprawne.
Dla każdego z nich wymyśliliśmy inną trasę i jakieś zadanie do wykonania. Chcieliśmy pokazać, z jakimi problemami na co dzień borykają się niepełnosprawni. Okazało się, że w Warszawie samodzielność na wózku jest niemożliwa.
- Niepełnosprawność w tym kraju jest gorsza niż gdziekolwiek indziej - przyznał aktor Robert Gonera, który próbował dostać się na pocztę na rogu Bagateli i Flory. Na drzwiach jest znak informujący, że lokal jest przystosowany do potrzeb osób na wózkach. W rzeczywistości poczta nie tylko nie jest dostosowana, ale wręcz dla nich niebezpieczna. Gonera przewrócił się na wózku, gdy próbował wjechać na stopień przy wejściu.
- To musiało się tak skończyć - powiedział z rezygnacją. Polityk Paweł Piskorski próbował pokonać rondo Dmowskiego, wjechać do banku w Rotundzie i dostać na koncert w Filharmonii. Na centralnym stołecznym rondzie windy dla niepełnosprawnych zainstalowano dopiero trzy lata temu. - Za mojej prezydentury. Podjąłem taką decyzję po tym, jak na rodzinnym spacerze nie mogłem przedostać się na drugą stronę Marszałkowskiej. Problemem był wózek dziecięcy mojego syna - opowiada Piskorski. Z windą były prezydent miasta poradził sobie sprawnie. Dalej było już tylko gorzej. - Czuję bezsilność i upokorzenie. Bolą mnie dłonie - powiedział po nieudanej próbie dostania się do banku. Problemem był jeden stopień przy wejściu i duże ciężkie drzwi. Na szczęście pomogli przechodnie.
- Sam na pewno nie dałbym rady. A przecież osoby na wózkach muszą codziennie pokonywać takie trudności - przyznał Piskorski. W drodze do Filharmonii pojawiły się nowe przeszkody. Każda nierówność w chodniku wymagała interwencji osób trzecich. Koła wózka wpadały w chodnikowe dziury i blokowały się. Pod Filharmonią Piskorski bezradnie rozłożył ręce. - Nie mam szans pokonać tych schodów. Wiem, że w środku stopni jest jeszcze więcej - przyznał z rezygnacją. Gmach Filharmonii był niedawno remontowany. - Sponsorzy dali pieniądze, ale administrator budynku wydał je na klimatyzację. A nie na podjazdy dla niepełnosprawnych, które powinny być priorytetem - denerwował się Piskorski.
Podobne zdanie mieli inni uczestnicy naszej akcji. - Jedna refleksja w każdej minucie: "Jak dobrze, że mam sprawne nogi" - powiedziała Mirosława Kątna psycholog zajmująca się w Sejmie problematyką społeczną, po zejściu z wózka. Pokonała na nim trasę od placu Unii Lubelskiej do kina Luna. Bez większych problemów dostała się do szpitala dziecięcego przy Litewskiej. Skapitulowała przy schodach wejściowych do pobliskiej apteki. Do Luny udało jej się wejść tylko dzięki pomocy pracowników kina, którzy znieśli wózek po długich i krętych schodach. - To dobrze, że są gotowi pomagać - oceniła Mirosława Kątna. - Ale cały czas myślałam, że mogą się potknąć. Dlaczego niepełnosprawny musi oddawać swoje zdrowie w ręce innych?
Źródło: Życie Warszawy, 19 kwietnia 2004 r.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz