Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Nie wychodzę bez szminki

23.01.2019
Autor: Emilia Traczyk, fot. archiwum prywatne
Źródło: Integracja 6/2018
młoda dziewczyna w stroju kąpielowym siedzi na ręczniku, z tyłu parasol, obok piłka dmuchana. Styl zdjęcia: pinup

Instrukcja malowania paznokci według Miss Andry. Prawa dłoń: pędzelek przytrzymaj na kolanie, a potem podstaw pod niego paznokieć i przesuwając palec do przodu, nałóż lakier na płytkę. Lewa dłoń: zdejmij lewą dłoń i połóż na stole, a potem prawą ręką chwyć pędzelek i pomaluj przylepione do lewej dłoni tipsy.

- Dzień dobry, tak, to ja, Miss Andra, czyli Aleksandra Szkólska. Chętnie opowiem o sobie, ale najpierw muszę położyć do snu córeczkę. Bo, widzi Pani, jedną ręką przy niemowlęciu robię wszystko, ale dwa razy dłużej...

Lewą dłoń straciłam...

...kiedy miałam niecałe 5 lat. Spadłam z dziadkowego traktora i zahaczyłam ręką o jakąś część maszyny. Dłoń urwało mi od razu, a z całego ramienia miałam zdartą skórę. Mieszkałam wtedy z rodziną w Łukowie. Po wypadku przewieziono mnie do szpitala w Warszawie. To było w maju 1991 r., 27 lat temu. Chirurgia rekonstrukcyjna nie była tak rozwinięta. Gdy lekarze stwierdzili, że całą lewą rękę mi amputują, mama krzyknęła, że się nie zgadza, że mają ratować, co się da. Wszyto mi więc lewy kikut w lewą pachwinę, by lepiej przyjął się przeszczep skóry, i zagipsowano cały korpus na kilka miesięcy. Nie pamiętam, ile przeszłam operacji. Były kolejne przeszczepy skóry. Ale w szpitalu byłam tak długo, że z nudów nauczyłam się czytać.

„Gumowa Ręka”...

...albo „jednoręki bandyta” – tak krzyczały za mną dzieciaki w gimnazjum. Było mi przykro potrójnie. Raz, że sama z powodu braku dłoni nie histeryzowałam – szybko przywykłam, że muszę wszystko robić jedną. A było trudno, bo podobno byłam leworęczna. Dwa, że bliscy mnie nie wyręczali. Choć po latach dostrzegam, że mama przydzielała mi zadania bardziej intelektualne niż fizyczne. Na przykład: jestem mistrzem w załatwianiu spraw urzędowych. Wiem, gdzie z czym pójść, jak wypełnić dokumenty itp. I trzy, bo w szkole podstawowej dzieciaków nie obchodziło, kto i jak wygląda. Ale im byłam starsza, tym bardziej to było ważne i dla mnie, i dla innych. Cóż – chciałam się podobać. A jak poczuć się atrakcyjną, gdy ciągle ktoś wypomina brak części ciała? Taki mechanizm obronny wytworzyłam w sobie: gdy ktoś mnie obrażał, krzyczałam za nim, że wolę nie mieć ręki niż mózgu – tak jak on.

Młoda dziewczyna w ciąży unosi rękę, protezą trzyma biceps sprawnego ramienia. Wyżej znajduje się napis: We can do it

Fajna była proteza bioelektroniczna...

...którą dostałam, kiedy miałam 8 lat. Wcześniej, gdy przeszczepy się zagoiły, nosiłam protezy kosmetyczne i mechaniczne. Szybko się brudziły, bo np. raz przejechałam długopisem i nie można było ich domyć, a materiał pokryciowy kurz wciągał jak ssawka. A ta bio- była pierwszą w Polsce wykonaną dla dziecka. Bo taki przedmiot był drogi, dofinansowania nie było, a dziecko przecież rośnie. Dzięki uporowi rodziców i bajońskiej sumie dostałam jednak nową rękę. Jaka byłam szczęśliwa, że mam taki „gadżet”! Godzinami łapałam nią różne rzeczy, aby „wyczuć” siłę nacisku. Wiele szklanek nie wytrzymało tych prób.

Potem były kolejne protezy, ale już kosmetyczne. Na szczęście te obecne mają pokrycia z nowoczesnych materiałów i tak szybko się nie brudzą. Ale i one się niszczą. Trzeba uważać – żeby na podłogę nie upadły albo żeby nimi o coś nie uderzyć, albo nożem nie pokroić, bo wtedy tworzą się najpierw mikro-, a potem większe uszkodzenia. No i paznokcie się ścierają. Sposób jest taki, że się nakleja na protezę tipsy. Zwykłe, bo akrylowe i żelowe się nie trzymają.

Tak się wstydziłam kikuta, że...

...z domu bez protezy nie wychodziłam. I jeszcze ją ukrywałam pod długimi rękawami. Nawet w upały. Nosiłam ciemne, bezkształtne ciuchy, żeby zniknąć w tłumie. Bałam się, że ludzie na moją rękę będą się gapić…

Po maturze zaczęłam w Siedlcach studiować w Akademii Podlaskiej filologię angielską, ze specjalizacją pedagogiczną. A po licencjacie przeniosłam się do warszawskiej Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej na studia magisterskie – ze specjalizacją tłumaczeniową. I mieszkam w stolicy do tej pory. Najpierw w szkole uczyłam języka angielskiego. Mniejsze dzieci pytały wprost, co mi się z ręką stało. Starsze się przyglądały, może między sobą coś mówiły, ale do mnie nigdy nic nie dotarło. Dyrekcji szkoły to nie przeszkadzało, a rodzice byli zadowoleni, że przy mnie dzieci uczą się tolerancji. Teraz pracuję w międzynarodowej kancelarii prawnej w dziale marketingu, a właściwie to jestem na urlopie macierzyńskim, ale o tym za chwilę…

Dziewczyna w kolorowej sukience, na obcasach wyciera z półki kurz

„Weź się nie wygłupiaj…

...i zdejmij te ciuchy z długimi rękawami, bo się upieczesz. Nikt nie zwróci uwagi na to, że nie masz dłoni” – powiedział Krzysztof (wtedy jeszcze mój chłopak), kiedy w pewne wakacje poszliśmy na plażę.

Poznaliśmy się w sylwestra 2012/2013, a pobraliśmy w 2015 r. Od początku znajomości przekonywał mnie, że ten strach przed ludzkim wzrokiem siedzi tylko w mojej głowie. Że Warszawa to nie Łuków, gdzie ludzie zaczepiali mnie na ulicy i pytali, co się stało, albo z litością komentowali: „Ładna dziewczynka, ale bez ręki”. I Krzysztof wbijał mi to tak długo do głowy, że w końcu wyszłam z domu w bluzce z krótkim rękawem. W 2014 r.! Pierwszy raz od dzieciństwa! I jak się domyślacie, miał rację. Nikt się na mnie nie gapił. Ale kompleks siedział we mnie tak głęboko, że zakrywałam protezę mankietami z tatuażami, a gdy zamieszkałam z Krzysztofem, przez pół roku protezy nie zdejmowałam. Ściągnęłam ją wtedy, gdy zaczęła odparzać mi skórę. Dziś się jej nie wstydzę. Ba! Odkryłam, że jest przydatna. Można nią wyciągnąć gorącą blachę z piekarnika bez rękawicy. Albo szybko coś „gołą ręką” przybić.

Najpierw „urodziła się” Andra, czyli…

...końcówka mojego imienia. Tak podpisywałam swoje prace plastyczne. Od dziecka uwielbiałam rysować. Teraz też projektuję i przerabiam ubrania, robię biżuterię, maluję farbami na butach. Nie miałam wystaw indywidualnych, ale moje prace były prezentowane na kilku wernisażach. A potem, za sprawą mojego męża…

kilka prac bohaterki artykułu - głównie twarzy ludzkich

…z Andry narodziła się Miss Andra

Mąż zwrócił uwagę, że w mojej szafie nie ma kolorów. Rzeczywiście, szare ciuchy pomagały mi wtopić się w otoczenie. A ja, choć czułam wewnętrzną potrzebę wyróżniania się, to nie mogłam się przełamać. I znowu mąż zaczął mi wbijać do głowy, że powinnam coś z tym zrobić. Zaczęłam więc delikatnie – od ulubionego stylu retro. Rozkloszowane spódnice za kolana, zabudowane sweterki, buty na obcasiku. W pracy mówili, że „stroję się”, ale szybko przywykli do zmiany. Zrobiłam więc kolejny krok. Retro przerodziło się w pin-up, stroje stały się coraz śmielsze, barwniejsze, a ja zauważyłam, że im bardziej ludzie zwracają uwagę na mój ubiór, makijaż, fryzurę, tym mniej dostrzegają brak dłoni. Do pseudonimu „Andra” dołączyłam też słowo charakterystyczne dla pin-up girls, czyli „Miss” – panna.

Kim jest pin-up girl?

W latach 40. i 50. pin-up girls to były dziewczęta często dość skąpo ubrane, których wizerunki amerykańscy żołnierze wieszali nad łóżkami. Z dawnego stylu pin-up pozostały pewne elementy stroju, np. nylonowe chustki fantazyjnie zawiązane na głowie, kwiaty we włosach, gorsety, ale też fryzury z lokami, których ułożenie trwa czasem i dwa dni, makijaż z czarnymi kreskami na powiekach i karminową szminką na ustach.

bohaterka artykułu jest w czerownej spódnocy i białej bluzce w czerwone usta z krótkim rękawkiem. W prawej dłoni trzyma serce, zakrywając sobie pół twarzy. Przy łokciu na lewej ręce widać silikon protezy i protezę

Warsaw Pin-ups

W 2017 r. postanowiłyśmy z koleżanką skrzyknąć na Facebooku warszawskie fanki stylu retro i pin-up. Na pierwsze spotkanie przyszło ok. 20 pań. Teraz „Warsaw Pin-Ups” spotykają się co miesiąc na „pin-up dinner” i grupa się rozrasta. Tworzymy nowe stylizacje, wymieniamy się ubraniami, buszujemy po ciucholandach. Ale przede wszystkim szerzymy wiedzę o latach 40. i 50. – ubiorach, muzyce, sztuce i pokazujemy, że współczesna pin-up girl to kobieta inteligentna, wykształcona, z klasą, świadoma swojej atrakcyjności i wartości. Łamiemy stereotyp, że gdy kobieta ma wyrazisty makijaż i loki na głowie, to już nie ma o czym z nią pogadać. Pełne stylizacje pin-up tworzymy głównie na wielkie okazje, np. wyjścia do restauracji (gdzie często biorą nas za uczestniczki wieczoru panieńskiego), sesje fotograficzne albo eventy. Na co dzień nie wpinam sobie kwiatów we włosy, kiedy idę do piekarni po bułki. Ale wyjścia z domu bez czerwonej szminki już sobie nie wyobrażam. Nasz codzienny strój jest bardziej stonowany, ale to zawsze jest pin-up.

- O, Antosia się budzi... Jest z nami od 6 miesięcy. Pamiętam te próby, jak ją podnieść i nosić na jednej ręce w jakiś symetryczny sposób. A teraz już nawet pieluchy zmieniam sprawniej niż mąż. I wyczuwam, że Tosia jest przy tym spokojniejsza. Może już wie, że musi mi trochę to przewijanie ułatwić...?

bohaterka artykułu trzyma córkę na kolanach, obok siedzi mąż, który na kolanach ma kota


okładka 6 numeru magazynu Integracja z Ewą Pawłowską prezes IntegracjiArtykuł pochodzi z nr 6/2018 magazynu Integracja.

Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.

Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach (w dostępnych PDF-ach).

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas