Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Gdy pękają kolejne granice. Recenzja filmu pt. „Touch me not”

16.11.2018
Autor: Mateusz Różański, fot. materiały dystrybutora
dwie osoby przytulają się do siebie

Seksualność może przybierać różne formy. Czasami dalekie od tego, co społeczeństwo zwykło uważać za normę. Czy jednak jej przekraczanie jest wartością samą w sobie? Gdzie przebiega granica między filmem a przeprowadzanym na widzu eksperymentem? Takie pytania nasuwają się po obejrzeniu nagrodzonego Złotym Niedźwiedziem na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Berlinie obrazu rumuńskiej reżyserki Adiny Pintilie pt. „Touch me not”, który 16 listopada wszedł na ekrany polskich kin.

O to, czy seks osób z niepełnosprawnością nadal jest tematem tabu, można się spierać. Wszak wciąż jeszcze powszechny jest stereotyp, przedstawiający osoby z różną niepełnosprawnością jako istoty bezpłciowe lub wieczne dzieci, które trzeba bronić przed ich własnym ciałem. Z drugiej strony, temat seksu osób z niepełnosprawnością przeszedł do tzw. mainstreamu – świadczy o tym choćby książka Anji Rubik „#SEXEDPL”, czy filmy i seriale, jak np. „Gra o Tron” z rewelacyjną rolą Petera Dinklage’a, gdzie osoby z niepełnosprawnościami ochoczo i na różne sposoby oddają się cielesnym uciechom.

Być może to dobry moment, by przestać dyskutować o seksualności osób z niepełnosprawnością jako oddzielnym fenomenie, ale traktować ją szerzej – jako fragment dyskusji o prawie do dysponowania własnym ciałem, traumach związanych z życiem erotycznym, ale też tożsamości i orientacji psychoseksualnej. Właśnie z takiego założenia wyszła autorka filmu „Touch me not”, którego tytuł można przetłumaczyć jako „Nie dotykaj mnie”.

Ni fabuła, ni dokument

Główna bohaterka filmu Laura to kobieta w średnim wieku, która uczestniczy w tajemniczym przedsięwzięciu autorki filmu, która stojąc za kamerą, „gra” samą siebie. Być może jest to performance, być może badanie, którego celu możemy się tylko domyślać.

Tu należy się potencjalnemu widzowi wyjaśnienie. „Touch me not” nie jest typowym filmem, nie mieści się ani w definicji filmu fabularnego, ani dokumentu. To raczej eksperyment formalny, a jego cel nie jest do końca klarowny. W jego centrum znajduje się właśnie Laura, którą poznajemy, gdy korzysta z usług męskiej prostytutki. Choć słowo „korzysta” nie jest tu do końca adekwatne.

z lewej strony Laura, z prawej transseksualistka bez bluzki. Bohaterowie siedzą obok siebie na sofie i patrzą sobie w oczy

Bohaterka żyje i funkcjonuje jakby poza swoim ciałem, boi się dotyku, okazywania emocji, podejmowania działań – wszystkiego, co zmuszałoby ją do „skomunikowania się” ze swoją seksualnością. Zamiast tego: szuka, przygląda się doznaniom innych ludzi – umawia się za pomocą wideoczatu z transseksualistką czy uczestniczy w terapii, polegającej na wyzwalaniu gniewu i emocji poprzez dotyk. W tym samym czasie odwiedza bliżej nieokreślone miejsce, w którym grupa ubranych na biało osób z różnymi niepełnosprawnościami odbywa coś na kształt warsztatów z własnej seksualności.

Ciało w roli głównej

Wśród uczestników są Christian i Tomas. Pierwszy z nich to mężczyzna z zanikiem mięśni, poruszający się na wózku elektrycznym, który dość odważnie mówi o swoim życiu seksualnym – jest nawet bardziej niż zadowolony. Sam przyznaje, że to dzięki miłości fizycznej odkrył, że ma ciało, a nie jest tylko przenoszonym z miejsca na miejsce mózgiem. Christian w swoim ciele lubi, obok włosów i oczu, penisa. Jak mówi – jest to jeden z niewielu narządów, które są sprawne w jego zmienionym chorobą ciele.

Zupełnie inaczej jest z Tomasem, chłopakiem, który na skutek choroby stracił w dzieciństwie wszystkie włosy i – jak sam to określa – z ładnego chłopca stał się dziwadłem. To on ma o wiele większe problemy z własną cielesnością, ale też z ciałami i dotykiem innych ludzi.

Wszystkie te chaotyczne i enigmatyczne wątki filmu, jak również jego ścieżki, łączą się w scenie w klubie erotycznym, gdzie dochodzi do przekroczenia granic, które określały tożsamość seksualną, ale też wytrzymałość psychiczną przewijających się przez ekran postaci. Sama zaś scena ma w sobie coś z antytezy filmów pornograficznych. Coś, co w pornografii służy wzbudzaniu podniecenia (widoki nagich ciał i różnych praktyk seksualnych), tutaj szokuje, a nawet przeraża i zmusza do zredefiniowania standardów estetycznych.

Od lewej strony mężczyzna w białym ubraniu patrzy i uśmiecha się do mężczyzny z niepełnosprawnością

Płeć i sprawność to tylko konstrukty społeczne?

Adina Pintilla każe bohaterom swojego filmu i jego widzowi zmierzyć się z własnymi wyobrażeniami, lękami, tkwiącymi w głowie schematami, ale też z własną tożsamością seksualną. Pojęcia takie jak atrakcyjność, orientacja seksualna czy nawet płeć są w „Touch me not” płynne i wtórne wobec relacji osoby z jej ciałem, niezależnie od kształtu genitaliów, poziomu sprawności czy wyglądu. Obraz jest skonstruowany w taki sposób, jakby autorka uznała, że dopiero ustawienie siebie w takiej relacji i odrzucenie narzuconych przez społeczeństwo norm, pozwoli wyzwolić się z traum i własnych ograniczeń.

Powstaje jednak pytanie, czy takie potraktowanie choćby niepełnosprawności nie jest rodzajem innego, bardziej wyrafinowanego uprzedmiotowienia? Czy Christian nie mógłby być po prostu mężczyzną uprawiającym seks z własną żoną – bo ze strony formalnej tak właśnie jest? Czy pokazując grupę osób z niepełnosprawnością podczas stosunku, nie popada się czasem w kliszę pod tytułem „łamiemy kolejne tabu”? Moim zdaniem jest ryzyko właśnie takiego odbioru tego filmu. Zwłaszcza że bohaterowie – poza Laurą – są zaprezentowani w sposób zdawkowy, niewiele wiemy o ich życiu, nie znamy ich motywacji i w pewnym momencie ma się wrażenie, że istnieją oni tylko po to, by pomóc głównej bohaterce zwalczyć własne demony.

kobieta leży w wannie, paląc papierosa

Nie ma prostych odpowiedzi

W wypadku „Touch me not” dokonanie recenzji narzędziami używanymi do oceny filmów to zadania z góry skazane na klęskę. Jest to raczej rodzaj eksperymentu społecznego, w którym badanymi są zarówno występujący w filmie aktorzy – w większości grający samych siebie – jak i widzowie. I właśnie efekty tego eksperymentu – czyli własne reakcje na to, co widzimy na ekranie – są tu ważniejsze niż jego fabuła i gra aktorska.

Bo z samej fabuły, poza trywialną wiedzą o tym, że różni ludzie, w tym także dalecy od utartych kanonów piękna, uprawiają seks – czasem nawet wyuzdany – niewiele wyniesiemy. Tym bardziej, że autorka filmu celowo mnoży tajemnice i niedomówienia. Dlatego odpowiedź na najprostsze pytanie „Czy pójść do kina czy nie?” – zależy od gotowości widza do zmierzenia się z samym sobą, własną seksualnością i wyobrażeniami na temat tego, co jest normą, a co nią nie jest.

Komentarz

  • Co to w ogóle jest
    Marcin
    16.11.2018, 17:02
    „Touch me not” nie jest typowym filmem, nie mieści się ani w definicji filmu fabularnego, ani dokumentu, czyli taki ni pies ni wydra. To coś zachwyciło krytyków, ale w rzeczywistości jest słabe, a tzw. niepełnosprawność wciśnięta na siłę. Co to w ogóle jest no i o czym?. Szkoda czasu.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas