Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Polka w pigułce

24.05.2018
Autor: Emilia Traczyk, fot. archiwum prywatne
Grażyna Polka

Odgłos przypominał trzask łamanej gałęzi drzewa. Był tak donośny, że przebił się przez szum lamp jarzeniowych na sali porodowej, płacz rodzącej i ponaglenia położnej do parcia… Jestem Polka. Grażyna Polka. Przyszłam na świat ze złamanym kręgosłupem, ale życia nie dałam sobie złamać.

Kanał

To było w czasie, w którym cierpienia rodzącej kobiety nie łagodzono środkami przeciwbólowymi, ale okrzykiem: „Wszystkie baby rodzą, to i ty dasz radę!”. Przeciskałam się przez kanał rodny mojej mamy we wrześniowy dzień 1968 r. w szaroburym, warszawskim szpitalu. Wydostałam się na świat, a solidny klaps w pupę pobudził mój pierwszy oddech. Lekarze badali mnie długo i milcząco. W karcie wpisali, że mam złamany kręgosłup, naderwany rdzeń kręgowy na odcinku lędźwiowo-piersiowym i przepuklinę piersiową. O tym, że ciągnęli mnie zbyt mocno, już nie napisali. Mamie powiedzieli, że będzie miała „żywą roślinkę”, bo chodzić i myśleć, to raczej nie będę. Ale że i tak ma szczęście, skoro pierwsze dziecko zdrowe i drugie też.

Trzymać pion

Dopóki leżałam płasko, nic złego się nie działo. Ale w końcu ewolucja zmusiła mnie do przekręcania się na boki, siadania, raczkowania, aż w końcu postawiła mnie na nogi. Tyle tylko, że im bardziej chciałam chodzić, tym bardziej mój kręgosłup wykręcał się w literę S, lewa łopatka odstawała od pleców, a prawa noga sparaliżowana od kolana w dół nijak nie chciała rosnąć równo z lewą. Żeby złapać równowagę, trzymałam się kurczowo czegokolwiek, stawałam na paluszkach i wyciągałam do góry.

Tour de szpitale

Mama chwytała wszystkie nowinki medyczne w nadziei, że mnie wyprostują. Wybłagała nawet w ministerstwie zdrowia specjalne łóżeczko gipsowe. Ale że krzepy w mięśniach mi nie brakowało, szybko łóżeczko połamałam. W wózku albo na rękach mamy odwiedziłam w dzieciństwie większość warszawskich (i nie tylko) szpitali i przychodni zdrowia. Poznałam nawet prof. Adama Grucę, wybitnego polskiego ortopedę. Obejrzał mnie, orzekł, że konieczna jest operacja, ale nie miał już siły, aby samemu chwycić za skalpel. Miałam 6 lat, gdy przeszłam dwie operacje. Właściwie chirurdzy nie zrobili nic, gdy zobaczyli, w jak ciężkim stanie jest mój kręgosłup. Powiększyli jedynie klatkę piersiową, wycinając dwa żebra, żeby płuca i serce miały gdzie się rozwijać.

Trzepak

Rosłam ja, ale nie moja prawa noga. Kuśtykałam najpierw w kamaszkach sztywno sznurowanych w kostce. Potem sprawiono mi but ortopedyczny. Dziś jego koturn ma 14 cm. Ćwiczyłam w domu z mamą. Efektów nie było. Przeniosłam „zajęcia rehabilitacyjne” na podwórko i okolice. Szalałam na rowerze, robiłam przewrotki na trzepaku, przełaziłam przez płoty, skakałam na skakance. Pokazywałam poodzierane kolana i siniaki, a mama powtarzała: „Możesz wszystko, jeśli tylko będziesz chciała”. No więc pewnego dnia „zechciałam” wybrać się na naszą działkę na Siekierki [dzielnica Warszawy – przyp. autorki]. Ubrałam się, spakowałam siatkę i pieniądze. Po drodze kupiłam cukierki i malowanki, żeby mi się w autobusie nie nudziło. Kiedy dojechałam na Siekierki, zaczął zapadać zmrok. Przesiadłam się do drugiego autobusu i wróciłam do domu. Był to sylwester, a ja miałam wówczas 5 lat. A więc nie dość, że chodziłam, to jeszcze myślałam i to całkiem śmiało.

Grażyna Polska siedzi na ławce i czyta książkę

Świadectwo normalności

„Zechciałam” też pójść do szkoły. Do takiej zwykłej, powszechnej. Mama mnie poparła. Walka z nauczycielami trwała długo. Bo taki był czas, że nawet jak się dziecko jąkało, to je wysyłano do placówki specjalnej. Mama machnęła przed nosem dyrekcji zaświadczeniem, że mogę uczyć się w szkole masowej, więc mnie przyjęli. Nie dałam się zamknąć w domu ani w podstawówce, ani potem w liceum. Dla nauczycieli byłam tą gorszą, mniej zdolną, bo niepełnosprawną. Złośliwości typu: uwaga w dzienniczku za brak pracy domowej, chociaż opatrunki i szyna na poharatanej szkłem ręce biły po oczach – było wiele. To moja cena za „włączenie”.

Dom

Byłam „tą najmłodszą”. Od rodzeństwa dzieliło mnie 10 i 7 lat. Ja miałam fory, a oni obowiązki. Także wobec mnie. O nas i dom dbała mama. Chroniliśmy ją przed ojcem, kiedy po alkoholu wyzwiskami i pięściami wyznawał jej miłość. Dziś już ich nie ma. Po ojcu została mi renta. Dał mi więc życie i na przeżycie, choć tzw. ustawa dezubekizacyjna i to zmniejszyła do minimum. Po mamie – zostały ból i tęsknota. Brat i siostra założyli rodziny. Tyle w temacie.

Polka w pigułce

Mam 140 cm wzrostu, na plecach garb i jedną nogę krótszą. Ludzie rozpoznają mnie, bo wyglądam, jak wyglądam. Nie zmienię tego. Mogłam siedzieć i płakać. Ale to nie leży w mojej naturze. Chciałam działać. Grałam w Teatrze Młodych w Pałacu Kultury i Nauki, a potem w Grupie Pantomimy. Śpiewałam w scholi. Zbierałam nagrody w konkursach. Zaczęłam kilka kierunków studiów. No co? Szukałam siebie. Była rusycystyka, filozofia, na koniec teologia. Skończyłam Papieską Akademię Teologiczną. Tak, tak – jestem katechetką. Na papierze. Zostałam przy Bogu duszą. Ciałem odeszłam od Kościoła.

Zagrożenie

Ty mnie nie pytaj, jak traktowały mnie dzieciaki w szkole. Pewnie, że nie było fajnie. Bo dzieciaki za każdą inność karzą brutalnością. Nie winię ich. Patrzą na dorosłych i naśladują. A dorośli? „Ludzie nie lubią patrzeć na niepełnosprawnych” – powiedział opiekun grupy parafialnego teatru, gdy chciałam się do niej zapisać. „Yyyy… No, ale pani jest niepełnosprawna, to pani zarazi tą niepełnosprawnością innych” – wydukała dyrektorka szkoły, w której chciałam pracować.

Ślub po raz pierwszy

Nie było go. Byłam oficjalną narzeczoną, bez wyznaczonej daty ślubu. Z przyszłą teściową przeciwko mnie. Bo „co ludzie powiedzą, że ma żonę kalekę?”. Jechaliśmy samochodem. Narzeczony zasnął za kierownicą. Wpadliśmy pod tira. Zmarł trzy dni po wypadku. Był sprawny, ale czy zdrowy…? Pojawiły się teorie o chorym sercu lub cukrzycy, żeby wyjaśnić ten nagły sen. Zostały mi wspomnienia, zakrzepica żył płytkich i głębokich oraz smutek.

Grażyna Polka

Książki i suchary

Głęboki smutek czaił się we mnie głęboko od dzieciństwa. Nie mówię, że to depresja, bo diagnoza nigdy nie padła. Leków nie brałam. Kiedy dorastałam, zapisali mi jakieś środki na migrenę. Po wypadku mój smutek koiły też środki uspokajające i tabletki przeciwbólowe. Były tak silne, że mogłam z nich zrobić inny użytek. Zbierałam je po cichu. Od smutku chroniły mnie przede wszystkim książki. W nich były światy, do których uciekałam. Gdyby nie pomogły, zawsze był pod ręką zapas pigułek… Od kilku lat przybieram na wadze. Chociaż jem i żyję zdrowo. Kiedy nadchodzi smutek, chwytam za coś twardego, nieważne, czy jest to słodkie czy nie. Wiesz, może ja gryzę te suchary, landrynki, ciastka, żeby ludzi nie pogryźć…? Od kilku tygodni opiekuje się mną dietetyk. Trzymajcie kciuki!

Ślub po raz drugi

Był w 2007 r. Męża poznałam przez internet. Miałam dość statusu „wdowy” po pierwszym narzeczonym i ludzi, którzy mnie tak traktowali. Na pierwszą randkę z Krzysztofem pojechałam do Łodzi. Krzysztof pochodzi ze Zduńskiej Woli. Pojechałam taksówką. Pan kierowca wziął pół ceny za kurs w tę i z powrotem. Urzekła go moja historia…? Przed urzędnikiem stanu cywilnego stanęłam w białej sukience i brązowych, zdartych butach ortopedycznych. I z szerokim uśmiechem. Stres, ta nieznana mi pompa, instytucjonalne zadęcie zadziałały jak szampan. Chciałabym, abyśmy z Krzysztofem po wielu latach małżeństwa, w każdą niedzielę, trzymając się za ręce, szli na spacer do Łazienek Królewskich. Taki obraz szczęścia, szacunku i trwania przy sobie „chwyciłam” od mojej sąsiadki.

Skowyt

Była mi matką, przyjacielem i… podopieczną. Dzieci broniła zaciekle, ale o siebie zadbać nie umiała. Pod koniec życia miała w mózgu dwa guzy. Zachowywała się irracjonalnie i agresywnie, nie poznawała nikogo oprócz mnie. Odchodziła w hospicjum. Nie chciała, abym była przy niej do samego końca. Wyłam z bólu tam, gdzie stałam. Na środku ulicy. Tam, gdzie odebrałam telefon z informacją o jej śmierci.

Pro bono

Społecznikiem byłam od zawsze. Potrafiłam zerwać się o 4.00, żeby otworzyć lokal wyborczy, trwać w nim do następnego dnia, kiedy już wszystkie głosy były policzone. Wszystko dla idei, nie dla poklasku czy pogoni za pieniądzem. Od lat politycy oszukiwali mnie, mówiąc ze wszystkich mediów. Wreszcie komuś zaufałam – Pawłowi Kukizowi. Zostałam jego asystentką społeczną z ramienia ugrupowania Kukiz’15. On tak jak ja rozumie, że osoby niepełnosprawne potrzebują pomocy, aby poradzić sobie w świecie, w którym jest jeszcze wiele barier, zwłaszcza w ludzkich głowach. Dostałam „glejt”, żeby wynająć biuro, uzyskać zgody na przeprowadzenie remontów i na walkę o miejsce, w którym możemy wysłuchiwać ludzkich problemów. W kurzu i hałasie przeszliśmy wraz z mężem szybki kurs przepisów budowlanych z zakresu wytycznych dotyczących lokalu przystosowanego dla osób niepełnosprawnych. My, czyli ja z mężem, stworzyliśmy Biuro Poselskie ds. Osób Niepełnosprawnych (Warszawa, ul. Puławska 132A, lok. 22). Pomagamy im załatwiać sprawy, także te w urzędach, szukamy poparcia dla społecznych inicjatyw legislacyjnych. Wszystko robimy bez pieniędzy.

I taki żal…

…bo dzieci nie ma i nie będzie. Chcieliśmy adoptować. Ktoś dobrze znający system uprzedził nas: „Oboje niepełnosprawni, na rentach, 50-latkowie. Nie macie szans. Wiecie, takim jak wy to raczej się u nas dzieci odbiera, a nie daje…”.


Okładka magazynu Integracja z głównym tytułem: Protest w Sejmie. Na zdjęciu manifestanci trzymają transparenty. Na pierwszym planie młody mężczyzna na wózku z transparentem: Jesteśmy z Wami!Artykuł pochodzi z nr 2/2018 magazynu Integracja.

Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.

Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach (w dostępnych PDF-ach)!

Znasz magazyn „Integracja”? Wypełnij ankietę on line i pomóż nam się rozwijać!

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • "Polka w ....."
    Maria
    24.07.2018, 10:38
    Przeczytalam jednym tchem. Gratuluje. Oprocz licznych talentow masz, moim zdaniem, roweniez dar opowiadnia i pisania. Niesamowicie jak darzysz do wyznaczanych celow. Twoje zycie bardzo intensywne, trudne ale samozaparcie, ogromne. Tez mialam i mam "pod gore" jestem ON po 10-ciu operacjach w tym 8 ortopedycznych, obustronnie endoprotezy stawow biodrowych, znaczny stopien, corke ktora sama wychowalam i za ktora dziekuje Panu Bogu, bo myslalam, iz nie bede mogla miec dziecka. Przepracowalam prawie 30 lat a byl to bardzo duzy wysilek bylam jednak uparta. W szukaniu pracy i w pracy tez wiele doswiadczylam. Dzialsz rowniez napolu politycznym, fajnie. Napewno Twoje dzialanie posluzy tez ON. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i meza.
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas