Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Smak kanadyjskiego brązu

16.03.2010
Autor: Paulina Malinowska-Kowalczyk. Fot.: Robert Szaj

Po biegu najbardziej bolały ją ręce, ale dla brązowego medalu warto było narazić się na taki dyskomfort. Z Katarzyną Rogowiec - brązową medalistką w biegu na 15 km techniką dowolną podczas igrzysk paraolimpijskich Vancouver 2010 rozmawiała Paulina Malinowska-Kowalczyk.

Jak smakuje brąz?
Smakuje doskonale, tylko potwornie boli mnie głowa.

To z emocji? Ze zmęczenia?
Spowodował to wysiłek. Rzeczywiście czuję, że dałam z siebie dużo.

Mówiłaś, że nie zdobędziesz dzisiaj medalu, a na pewno nie na tym dystansie. Gdzie więc ten cud się wydarzył?
Wszyscy albo prawie wszyscy, którzy kibicowali gdzieś po drodze, widzieli, że to była walka ostatkiem sił. Ten cud wydarzył się na całości trasy. Na to się składa praca wielu ludzi, również kibiców, którzy są tam na trasie. Bo to jest fenomenalne, kiedy się słyszy podpowiedzi z ust również obcych ekip. Kiedy się słyszy od nich jakieś dodatkowe wskazówki. Ale w ogóle nasza polska ekipa świetnie kibicowała. I gdyby nie oni, to nie wiem, czy by tak się to wszystko skończyło. Ogromnie ważna jest informacja na trasie. To wszystko stanowiło elementy układanki, które oczywiście dały się jakoś złożyć w całość. Ale był też moment, kiedy w głowie panowała pustka, taka bezmyślność, czyli kiedy naprawdę było źle. I ten długi czas biegu w potwornym wysiłku, w „beztlenie” powoduje, że na moment tracisz koordynację nad swoim mózgiem i w zasadzie nie myślisz.

Który odcinek był dla ciebie taki trudny?
Były tutaj trzy ciężkie podbiegi. Jeden podbieg to ten ze stadionu, który dosyć dobrze znamy z igrzysk olimpijskich. Gdzieś po drodze są jeszcze dwa podbiegi. I one też są bardzo wycieńczające. Ale najtrudniejszy był ten ostatni podbieg na ostatnim okrążeniu. Byłam wtedy naprawdę mocno zmęczona.

Ciekawość mnie zżera, czy na trasie podpowiadała ci twoja bezpośrednia konkurencja, czy ci, którzy jej nie życzyli medalu?
No cóż. Niekoniecznie byli to ludzie z bezpośredniej konkurencji... Informacje otrzymywałam z ust trenerki rosyjskiej. Dawały mi one wiele do myślenia, co jeszcze mogę zrobić na trasie. Bo żeby zrozumieć dzisiejszą walkę, trzeba mieć na uwadze też to, że dzisiaj warunki – jak na pracę samymi nogami - naprawdę były bardzo ciężkie.

Rosjanka Anna Burmistrowa dzisiaj naprawdę musiała powalczyć. Wcale nie było to oczywiste, że zdobędzie złoto. Czy to znaczy, że jej forma słabnie, a twoja rośnie?
Myślę, że nie. Obie jesteśmy w takiej samej formie, w jakiej zaczęłyśmy te igrzyska. Każdy dystans – w zależności od odległości i techniki, jaką biegniemy, jest zupełnie inny. Tutaj nie można porównać jednego biegu do drugiego. Formę mamy taką, jaką mamy. Klasy niepełnosprawności i handicapy też mamy określone. Czymś innym jest biatlon, gdzie są jeszcze inne czynniki. Także na wynik składa się cała masa elementów. Każdy bieg będzie inny.

Trudno nie mieć wrażenia, że się rozkręcasz. Czy ten medal doda ci skrzydeł do walki?
Nie chcę powiedzieć, że nie do końca. Ja po prostu walczę i lubię biegać. Lubię startować. Przyjechałam tu po to, żeby startować. Medal jest dla mnie czymś, co oczywiście dodaje skrzydeł bezwzględnie. Ale każdy start, na którym stoję, to jest ten jeden, na którym dam z siebie wszystko. Rozłożę siły tak, jak potrafię: i psychicznie, i fizycznie. I spróbuję poukładać trasę tak, żeby było jak najlepiej.

Czy po uplasowaniu się na trzecim miejscu czujesz się psychicznie silniejsza? Trudno nie przypomnieć sobie dziś wszystkich twoich zdystansowanych wypowiedzi o własnej formie, w których delikatnie słychać było nutę nadziei, że podium jeszcze jest w zasięgu.
Nie wiem. Przede wszystkim miejmy świadomość tego, że sport to sport. Że nie ma rozdanych medali przed biegiem. Także ja na trasie wielokrotnie myślałam o tym, że nie zdobędę tutaj medalu, że ten śnieg jest zbyt ciężki, że ja nie jadę, że nawet na zjazdach nie mogę wypocząć. Nie odpoczęłam tu nigdzie na tej „piętnastce” i to było dla mnie takim złym sygnałem, że po prostu jest źle. I ta końcówka, ta walka, żeby utrzymać coś, co udało się wypracować na trasie jest elementem sportu, mam tego świadomość.

Przy drugim zjeździe na stadion schowałaś głowę w dół. I ja miałam wtedy wrażenie, że jest to moment kryzysu, którego nie uda ci się już pokonać. Czy tak było naprawdę, czy to tylko złudzenie widza, który patrzy z boku?
Nie. To była kwestia tego, że musiałam odpocząć, też po to, żeby wytrzymały moje nogi na wirażu, żeby ładnie w ten wiraż wejść. Żeby wytrzymać, nie polecieć jakimś szczególnie dużym łukiem.

Tuż po biegu mówiłaś, że najbardziej bolały cię ręce. Czy to dla ciebie coś niezwykłego?
Zawsze tak jest. Przy każdym biegu najbardziej pracuję rękami. Ich mięśnie zakwaszają się, szczególnie bicepsy i mięśni kapturowe.

Czy jesteś już umówiona na wieczorny masaż?
Tak, jestem już umówiona. Masażysta Jacek Walszek biegał za mną i mówił, że on czeka tylko na jedno słowo.

Czy narty były dobrze nasmarowane?
Nie umiem tego ocenić. Uważam, że było dzisiaj po prostu wolno. To kibice mogą ocenić. Można to zobaczyć, porównując moją jazdę do innych zawodniczek. Ja nie wiem, czy w tych warunkach dało się zrobić coś lepiej.

Przed tobą następne starty. Oczywiście nie zdobędziesz żadnego medalu?
Oczywiście nie zdobędę żadnego medalu!

Oczywiście nie trzymamy cię za słowo.
Może lepiej właśnie zaczynać wszystko od tej strony. Mam świadomość, w którym miejscu jestem w sportowej hierarchii. Wiem, że tak naprawdę nie mam daleko do liderek. Ale mam też świadomość, że w moich przygotowaniach do tej naprawdę mocnej wytrzymałości zabrakło trochę czasu i możliwości.

Narzekasz na warunki klimatyczne, które przed startem były fatalne. Czy to, że na chwilę wyszło słońce, było taką spełnioną modlitwą do Pana Boga?
Nie pamiętam słońca. Wiem, że 11 st. C przerażało mnie. Specjalnie wyszłam przed biegiem na trasę... Na tę właściwą trasę. Byłam ciekawa, co się dzieje na wirażach. Byłam przekonana, że mężczyźni przed nami rozdeptali to wszystko, że tam na pewno jest bardzo miękko. Nie pomyliłam się za bardzo, chociaż po poprawkach było dużo lepiej. Przerażająco wolny śnieg. Bardzo dużo wysiłku fizycznego włożonego w trasę. Także na tych piętnastu kilometrach, a właściwie na pięciokilometrowej pętli, zostało trochę potu.

Który medal jest ładniejszy? Ten sprzed czterech lat, czy ten teraz?
Ten medal, który trzymam w rękach jest przepiękny...

Gratulujemy ci i dziękujemy.

Katarzyna Rogowiec jest laureatką konkursu Człowiek bez barier, organizowanego przez Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas