Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Dom wschodzącej nadziei

20.01.2017
Autor: Mateusz Różański, fot. Marta Kuśmierz, Dom w Łodzi

- Byłam dziś w szkole i uczyłam się pisać abecadło. Najbardziej lubię matematykę. Po lekcjach lubię grać w Rummikuba i zawsze wygrywam – tak na pytanie o swój dzień odpowiada, za pomocą aplikacji Mówik, Julka, jedna z mieszkanek „Domu w Łodzi”. To jedyny w Polsce dom dziecka dla dzieci z poważnymi niepełnosprawnościami i nieuleczalnie chorych.

Julka chodzi do piątej klasy. Jest kontaktowa i bardzo rezolutna. Lubi rozmawiać i łatwo nawiązuje kontakty z innymi ludźmi. Służy jej do tego, oprócz Mówika, przeznaczonego dla osób z porażeniem mowy, także znajomość języka migowego. Sama nie jest w stanie mówić ani przełykać, oddycha przez rurkę tracheotomijną.

Mimo tak poważnych trudności, dziewczynka bardzo szybko się uczy i zdobywa nowe umiejętności. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie ogromne wsparcie, które ona i pozostała ósemka mieszkańców otrzymuje od pracowników i wolontariuszy domu dziecka prowadzonego przez Fundację „Dom w Łodzi”.

Julka z kartką z napisem Walcz do końca

Dzieciaki i ich „ciocie”

- Dom jest przewidziany dla dziewięciorga dzieci z dużymi problemami, trudną historią społeczną i zdrowotną – opowiada Jolanta Bobińska, prezes Fundacji „Dom w Łodzi” i dyrektor domu. – Tutaj dzieciaki znalazły swoje miejsce, czują się bezpiecznie, pewnie i dobrze. Mają tutaj swoje „ciocie”, które się nimi opiekują, i które są niemalże na każde ich zawołanie.

Jolanta Bobińska wyjaśnia też, że dzieci mają w domu całodobową opiekę pielęgniarki, a także wsparcie specjalistów: fizjoterapeuty, logopedy, psychologa i pedagoga.

- Nasi specjaliści pracują z dziećmi indywidualnie, w zależności od ich konkretnych potrzeb – tłumaczy. – Do pomocy naszym niepełnosprawnym dzieciom podchodzimy kompleksowo.

dziewczynka dostaje tort

Dzieci bez diagnozy

Dom powstał jesienią 2006 roku, znajduje się w centrum Łodzi, przy ulicy Wierzbowej. W sumie przez jego mury przewinęło się 26 dzieci z różnymi niepełnosprawnościami.

Przebywają tu dzieci m.in. z cukrzycą, epilepsją, zespołem Downa, porażeniem mózgowym, przepukliną oponowo-rdzeniową, FAS (czyli alkoholowym zespołem płodowym), wodogłowiem, wadami serca i skrajne wcześniaki oraz maluchy z rzadkimi chorobami genetycznymi.

Część dzieci, jak wspomniana Julka, nie ma nawet ostatecznie postawionej diagnozy, gdyż nawet lekarze nie są w stanie dokładnie ustalić, co jej naprawdę jest. Dodatkowo, część podopiecznych domu wymaga specjalnej aparatury medycznej, co związane jest m.in. z alternatywnymi sposobami żywienia – dojelitowego lub pozajelitowego – czy oddychaniem przez rurkę tracheotomijną.

dwoje dzieci śmieje się i bawi na kocyku

Porzucone przez rodziców

Sytuacji nie ułatwia to, że cześć dzieci jest po traumatycznych przeżyciach, co sprawia, że wymagają dodatkowej pomocy psychologicznej.

- Dzieci, które do nas trafiają, mają za sobą przeróżne przeżycia i doświadczenia – mówi Jolanta Bobińska. – Ich historie są bardzo trudne i bolesne. Najczęściej, ze względu na swoje schorzenia, zostają porzucone przez rodziców w szpitalu. Sytuacja takiego dziecka jest niezwykle ciężka, gdyż tradycyjne domy dziecka nie są w stanie przejąć nad nimi opieki. Bywa, że dzieci trafiają do hospicjów, domów pomocy, albo... mieszkają na oddziale szpitalnym. Właśnie zamieszkała u nas trzyipółletnia Joanna, która przyjechała ze szpitala w Opolu. Od urodzenia mieszkała na oddziale intensywnej terapii. My jesteśmy jej pierwszym prawdziwym domem – dodaje ze wzruszeniem.

Aktywnie ku samodzielności

W łódzkim domu, oprócz intensywnej opieki medycznej i rehabilitacji, dzieciom zapewniono także mnóstwo dodatkowych zajęć, dostosowanych do indywidualnych potrzeb i pasji. Uczą się języków, tańczą, uprawiają sporty – m.in. szermierkę. Wszystko po to, by mimo niepełnosprawności były maksymalnie aktywne, także intelektualnie, i gotowe do dorosłego życia.,

dziewczynka przytula wolontariuszkę

- Nasi pracownicy i wolontariusze wynajdują różne zajęcia, wydarzenia i warsztaty, w których nasze dzieciaki mogłyby uczestniczyć – tłumaczy jedna z pracownic Fundacji, Marta Libiszowska-Jóźwiak. – Chcemy im pokazać jak najwięcej świata, pomóc w rozwijaniu pasji, realizowaniu marzeń. Zależy nam na tym, by dzieciaki w pełni uczestniczyły w życiu społecznym.

Marta Libiszowska-Jóźwiak chwali też wolontariuszy, którzy są bardzo oddani dzieciom. To oni wożą je na zajęcia, chodzą z nimi na spacery, pomagają im w rozwijaniu pasji. Wszyscy starają się, aby zapewnić dzieciom to, co najlepsze.

Pierwsza na górze Kamieńsk

Dobrym przykładem może tu być druga z mieszkających w domu Julek – kilkuletnia wózkowiczka, z myślą o której przeprowadzono jakiś czas temu remont domu. Zniesione zostały wszystkie bariery – tak, by dziewczynka mogła być jak najbardziej samodzielna.

dziewczynka na wózku z koszulką Zdobywamy Górę Kamieńsk

Julka uczestniczy w zajęciach organizowanych przez Fundację Aktywnej Rehabilitacji, na których uczy się poruszania na wózku i pokonywania barier. Co tydzień do niej i pozostałych dzieci przyjeżdża też z Bełchatowa instruktor tańca na wózku. Sama Julka jest pełna optymizmu, bardzo chętnie opowiada o swoich przeżyciach i chwali się osiągnięciami.

- W tamtym roku byłam na Górze Kamieńsk – mówi. – Pierwsza na nią weszłam i dostałam medal. A tydzień temu tańczyłam na turnieju tańca we Wrocławiu!

Zaśpiewać z Piotrem Kupichą

Najstarsza z mieszkanek domu – piętnastoletnia Edyta – uczy się tańca w stylu hip-hop, szermierki i śpiewu. Jest też harcerką. Brała udział w pokazie mody i występie artystycznym, który odbył się w łódzkiej Manufakturze, a nawet śpiewała razem z Piotrem Kupichą z zespołu Feel, który swego czasu odwiedził „Dom w Łodzi”.

Piotr Kupicha
fot. Marta Kuśmierz

Dziewczyna uczy się też odpowiedzialności – jako najstarsza mieszkanka pomaga w opiece nad swoim młodszym, przyszywanym rodzeństwem.

Wszystkie te działania służą jednemu – by dzieci z „Domu w Łodzi” były jak najlepiej przygotowane do wkroczenia w dorosłość.

Przygotowanie do adopcji

- Największym naszym marzeniem jest znalezienie dla dzieci kochających rodzin – opowiada Jolanta Bobińska. – Za ogromny sukces uważam to, że sześcioro dzieci ma swoje rodziny adopcyjne, a czworo mieszka w rodzinach zastępczych. Dwoje dzieci wróciło do swoich rodzin naturalnych – wylicza.

Opowiada też, jak wygląda złożona procedura.

 - Kiedy trafia do nas dziecko, zgłaszamy je do ośrodka adopcyjnego, informujemy o jego postępach i stanie zdrowia, wysyłamy jego zdjęcia, by pokazać, jak się ono zmienia – opowiada. – W momencie, gdy dostajemy sygnał, że którymś z dzieci interesuje się rodzina adopcyjna, organizujemy spotkanie, w którym uczestniczą przedstawiciele ośrodka adopcyjnego. Rodzice mają czas na zastanowienie. Potem umawiamy się na kolejne spotkanie.

W historii domu zdarzyło się też, że rodzicami jednego z dzieci zostali wolontariusze, którzy się nim opiekowali.

wolontariusze grają z dziećmi na wózkach w koszykówkę

Do Włoch z aparatem do oddychania

Praca nad udaną adopcją odbywa się w łódzkim domu w dwie strony – zarówno poprzez pracę z dzieckiem, jak i jego rodzicami. Kompleksowość działań najlepiej widać na przykładzie adopcji zagranicznych, które udało się przeprowadzić w ośrodku.

- Dwójka naszych dzieci trafiła do rodzin zagranicznych – jedno do Belgii, drugie do Włoch – mówi Jolanta Bobińska. – Zagraniczni rodzice mieli trzymiesięczny okres zapoznawania się z dzieckiem, kiedy przebywali z nim w wynajętym mieszkaniu. Chłopiec, który miał wyjechać do Włoch, chodził na lekcje języka, a jego przyszli rodzice adopcyjni byli z nim w stałym kontakcie. Uczestniczyli w odbywających się w domu zajęciach i mieli pełną informację medyczną od lekarzy zajmujących się dziećmi. Ponadto, ponieważ chłopiec był wcześniakiem oddychającym przez rurkę tracheotomijną, Włosi uczestniczyli też w zabiegach, nabywali wiedzę i umiejętności z zakresu obsługi aparatury medycznej, która pojechała z nimi do Włoch.

wolontariusze i dzieci razem skaczą na piasku

Nadzieja na lepszą przyszłość

Jednak nie dla wszystkich dzieci udaje się znaleźć rodzinę adopcyjną. Niektórym udaje się rozpocząć samodzielne, dorosłe życie, inne wymagają dalszej opieki instytucji wspierających.

- Dwoje z naszych podopiecznych żyje teraz samodzielnie, mieszkają w mieszkaniach socjalnych i układają sobie dorosłe życie – opowiada Jolanta Bobińska. – Nasze dorosłe fundacyjne dzieci wciąż uczestniczą w naszym życiu, odwiedzają nas i biorą udział w działaniach Fundacji, np. wyjeżdżają z nami na turnusy rehabilitacyjne.

Jolanta Bobińska zaznacza, że marzy jej się też dom, który przejmowałby podopiecznych Fundacji, którzy osiągnęli dorosłość, ale nie samodzielność.

„Dom w Łodzi” to placówka jedyna w swoim rodzaju. Nie tylko dlatego, że przyjmowane są tu dzieci z tak poważnymi chorobami i niepełnosprawnościami, ale także dlatego, że jej mieszkańcom, pracownikom i wolontariuszom udało się stworzyć miejsce, w którym oprócz rehabilitacji i opieki daje się dzieciom coś najcenniejszego na świecie – nadzieję na to, że świat może i powinien być piękny.

Komentarz

  • instytucje i ludzie
    michalinn
    20.01.2017, 13:18
    Potrzeba fachowej opieki i instytucji . terAz Sopot wziął sprawy we własne ręce powstaje tam niesamowity dom dla ON http://www.propertydesign.pl/architektura/104/w_sopocie_powstaje_niezwykly_dom _dla_niepelnosprawnych_intelektualnie,11293.html

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas