Krzysztof Pietrzyk: cewniki hydrofilowe są proste w obsłudze
Rozmowa z Krzysztofem Pietrzykiem, 35-latkiem z porażeniem kończyn dolnych, pracownikiem Fundacji Aktywnej Rehabilitacji, sportowcem (koszykówka na wózkach, drifting).
Magdalena Gajda: Jak to się stało, że porusza się Pan na wózku inwalidzkim?
Krzysztof Pietrzyk: 13 lat temu miałem wypadek na motocyklu. Miałem wtedy 22 lata. Zagrała młodociana brawura i wypadłem z drogi na zakręcie. Porażenie kończyn dolnych. Paraplegia. Właściwie to było dla mnie jasne od początku, bo nie mogłem ruszać nogami. Potem szpitale, rehabilitacja, spotkania z ludźmi, którzy opowiadali, jak sobie radzić. Wróciłem do życia po roku od wypadku. Wyjechałem na studia do Katowic, usamodzielniłem się. Zacząłem trenować koszykówkę na wózkach. Na co dzień jestem zawodnikiem Pactum Scyzory Kielce i członkiem reprezentacji Polski w tej dyscyplinie. Brałem udział w mistrzostwach świata, Europy, startowałem na paraolimpiadzie w Londynie. Oprócz tego startuję w zawodach driftingu samochodowego.
Czy opieka nad pacjentem po urazie, wymagającym cewnikowania, jest w Polsce odpowiednia?
Patrząc z mojej perspektywy czasowej – opieka w szpitalach nad pacjentem wymagającym cewnikowania jest katastrofalna! Polska służba zdrowia kieruje się pod tym względem jedną zasadą: „ubrać” chorego w cewnik stały i mieć spokój. Bo mocz sam wypływa. Sprawdzać nie trzeba. A potem, pacjencie, jak już wyjdziesz ze szpitala, to radź sobie sam, bo wsparcia fachowego od personelu nie dostaniesz. No to pacjenci radzą sobie sami. Spotykają się, wymieniają doświadczeniami, opowiadają o wadach, zaletach, cenach, metodach użycia. No, ale co jednemu pomaga, drugiemu może zaszkodzić. Takie informatorium szeptane było... Było, bo ok. 2 lata temu zaczęło się to zmieniać na lepsze. Jest więcej informacji o tego rodzaju produktach.
A jak jest poza Polską? W Europie?
W Europie jest pod tym względem dużo lepiej. Wiem to dobrze, bo przez rok grałem w drużynie włoskiej. Ale po co szukać tak daleko. Koledzy z drużyny Czech mówili, że u nich informacji na temat cewników – rodzajów, materiałów, zasad używania itp. – udzieli każda pielęgniarka i lekarz pierwszego kontaktu. Mają też łatwiejszy dostęp do cewników jednorazowych, hydrofilowych.
Jakich cewników Pan używa?
Stałych powlekanych i teraz, hydrofilowych.
A skąd Pan dowiedział się o cewnikach hydrofilowych?
Na spotkaniu z przedstawicielem Coloplastu. Były tam też udostępniane próbki tych cewników. Spróbowałem i zacząłem korzystać na stałe.
Miał Pan jakieś kłopoty zdrowotne, gdy korzystał Pan z cewników stałych?
Przy cewniku stałym mój pęcherz nie pracował tak, jak trzeba, przez co obkurczał się coraz bardziej. Potem trzeba było go systematycznie poszerzać. Zakładanie cewnika stałego było praco- i czasochłonne oraz ze względów bezpieczeństwa wymagało pomocy specjalisty. Właściwie – aby mieć gwarancję, że się go dobrze założyło, to trzeba za każdym razem prosić pielęgniarkę o pomoc. Ale często ten cewnik się zapychał. Wtedy mocz zatrzymywał się, a potem cofał do dróg moczowych. Wywiązywały się stany zapalne, zakażenia, wysoka gorączka. Nawet najbardziej skrupulatna higiena nie była w stanie zatrzymać namnażania się zarazków. Uważam, że „ubranie” mężczyzny po urazie rdzenia w cewnik stały, to najgorsza krzywda, którą można mu wyrządzić, kiedy jest na początku swojej nowej drogi na wózku.
A jakie jest Pańskie zdanie o cewnikach hydrofilowych?
Proste w obsłudze. Wystarczy otworzyć niewielki pojemnik z pełnym wyposażeniem. Sterylne, higieniczne. Jeśli się ich używa regularnie, to stany zapalne są rzadkie. Tylko cena... Przy refundacji z NFZ można zamienić 180 cewników stałych na ok. 30 hydrofilowych. A zmienia się je co 3-4 godz., czyli ok. 6 na dobę. Tych z refundacji wystarcza na kilka dni. A resztę trzeba dokupić. Jeden taki cewnik hydrofilowy kosztuje 6-8 zł, a to w skali miesiąca robi się poważny wydatek.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz