Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Wojtek Makowski. Bo mu się chce

24.08.2021
Źródło: „Droga do Tokio”, wyd. Polski Komitet Paraolimpijski, fot. PKPar, Marcin Bielecki
uśmiechnięty Wojtek Makowski wskazuje  palcami napis na swojej koszulce bo mi się chce

Wojtek rapuje w piosence „Bo mi się chce”, nagranej w połowie 2020 r. wspólnie z chórem Sound’n’Grace, że powinniśmy uzbroić się w entuzjazm. W teledysku wystąpiło wielu sportowców – pełnosprawnych i z niepełnosprawnością – ze wspólnym przesłaniem: przeciwstawić się nadużywanemu stwierdzeniu „nie chce mi się”.

Pływak podzielił się ważnym przesłaniem, rapując: „Twoje przekleństwo może też być Twoim darem./Oczy to zwierciadło duszy, mam w nich ślepą wiarę,/że życie bez wyzwań to przecież duchowy areszt,/że życie zbyt lekkie z czasem stanie się ciężarem”.

Szukanie rozwiązań

Srebrnemu medaliście z Rio nie może się nie chcieć. Od lat pierwszy trening w basenie zaczyna o 6.00 rano, a w tygodniu przepływa kilkadziesiąt kilometrów.

- Nie jest to moc wrażeń – przyznaje z uśmiechem.

Tym bardziej trudno mu odmówić hartu ducha. A jednak. Nawet on miał chwile, gdy chciał to wszystko cisnąć.

- Było w ostatnich latach kilka sytuacji, które odbierały mi chęci – przyznaje. – Ale ja się łatwo nie poddaję, lubię szukać rozwiązań.

Jedną z tych sytuacji była kontuzja barku, która przydarzyła się latem 2017 r. Niedługo przed mistrzostwami świata w Meksyku, które były zaplanowane na przełom września i października. Nie odbyły się jednak w terminie. 19 września miało tam miejsce katastrofalne w skutkach trzęsienie ziemi. Do zawodów doszło dopiero w grudniu, co dało Wojtkowi bezcenny czas. W Meksyku świetnie się zaprezentował. Zdobył trzy medale – złoty, srebrny i brązowy. Podkreśla jednak, że skutki kontuzji barku odczuwa do dziś.

- Pojawiły się problemy z techniką, organizm sam się inaczej zachowuje i traci swoje ustawienia, do których ciężko wrócić – precyzuje. – To są drobiazgi, ale bardzo znaczące dla ostatecznego wyniku. Chcę iść do przodu. To taka sportowa ambicja, a gdy rezultaty nie są takie, jakie powinny być, to się gotuję. Wiadomo, że wyniki w ostatnich latach nie są dramatyczne, ale spodziewałem się trochę innego biegu rzeczy. Wychodzę jednak z założenia, że jeżeli coś się dzieje nie tak, to trzeba starać się coś zmienić, szukać rozwiązań. Najgorzej usiąść i nic nie robić. Ja podjąłem próby zmian, po igrzyskach zdecydowałem się po raz drugi zmienić trenera. Wiadomo, że to nie są łatwe decyzje, pojawiają się różnice zdań, natomiast ja cały czas patrzyłem na to, jak mogę sobie pomóc.

Te decyzje poskutkowały przeprowadzką Wojtka z żoną, w październiku 2020 r., z Warszawy do Wrocławia, pod skrzydła trenera Wojciecha Seidla, który jest jednocześnie trenerem kadry narodowej.

Nie marnować medalu

Wojtek jest żonaty od września 2019 r. Żona Magdalena jest dla niego prawdziwym oparciem.

- Wspiera mnie we wszystkich moich decyzjach. Jestem pewien, że bez niej bym sobie nie poradził i pewnie rzucił już to pływanie i zajął się czymś innym – przyznaje Wojtek, dodając, że pracy na basenie do domu stara się nie przynosić.

- Właściwie prawie w ogóle z żoną nie rozmawiamy o pływaniu. Ja bardziej potrzebuję, żeby moje myślenie skierowała na inne tory – i robi to świetnie. A przy tym rozumie, że jeśli mam wstać rano na trening, to muszę iść wcześniej spać i nie mogę obejrzeć wieczorem filmu lub pójść w tygodniu do znajomych. Chylę czoła, że to znosi.

Odskocznią jest też dla niego muzyka. Od lat znany jest jako raper W.A.M.

- Trzeba mieć coś, co odciągnie myśli od basenu – uważa. – Czasem trzeba o nim zapomnieć, odświeżyć głowę.

Wojtek stara się zdejmować z siebie presję. Przyznaje, że im jej mniej, tym na zawodach jest lepiej. Pływanie musi sprawiać frajdę. Wie jednak doskonale, że jako wicemistrz paraolimpijski przestał być postacią anonimową.

- Taki medal to też odpowiedzialność – podkreśla. – Ale ja ją chętnie udźwignę, jestem misyjnym człowiekiem. Bez sensu, żeby ten medal igrzysk leżał i się kurzył, bo nie spełnia wtedy swojej roli, marnuje się. Pokazuję go w szkołach, na różnego rodzaju spotkaniach, licząc, że ktoś połknie bakcyla. Jest mnóstwo osób, które się marnują. Mną to zawsze wstrząsa, gdy widzę, jakie ludzie mają możliwości i jak ich nie wykorzystują.

wojtek makowsk wychodzi z basenu po drabince

Minimalizowanie strat

Wojtek chce maksymalnie wykorzystać swój sportowy potencjał. Jego koronną konkurencją pozostaje 100 m stylem grzbietowym. To na tym dystansie pobił w marcu 2020 r. swoją życiówkę treningową, płynąc na basenie 25-metrowym szybciej niż przed Rio.

- Ale później zamknęli basen na trzy miesiące i znowu wszystko poszło w piach – mówi ze śmiechem.

Z pandemią zetknął się dość wcześnie. W lutym był akurat na obozie wysokogórskim we Włoszech. Co prawda, najbliższy potwierdzony przypadek był kilkaset kilometrów dalej, jednak któregoś dnia ochrona nie wpuściła go na basen. Zamknięto je w całym kraju. Trzeba było wracać do Polski. Na szczęście jechali z trenerem samochodem – to zawsze mniejsze ryzyko niż podróż samolotem.

- Nie przywieźliśmy żadnego pasażera na gapę, byłem zdrowy, ale i tak po powrocie czułem się trochę jak chodząca bomba biologiczna – uśmiecha się. – Gdybym np. na poczcie powiedział, że właśnie wróciłem z Włoch, to pewnie kolejka by się rozstąpiła.

Niecałe dwa tygodnie po jego przyjeździe także w Polsce zamknięto baseny. Wojtek do wody wrócił dopiero w połowie czerwca.

- Wszystkie parametry pływackie były zdewastowane – podkreśla. – Przede wszystkim wytrzymałość beztlenowa, ułożenie ciała, czucie wody, odpowiednia praca z nią, by się od niej odpychać. To są rzeczy, których nie da się odtworzyć, trenując nawet dwa razy dziennie w domu, jak to robiłem podczas pandemii. Dla pływaka basen jest niezbędny.

Jedyny plus, że narzuconym sobie w domu reżimem treningowym podczas pandemii zbudował sylwetkę, jakiej nigdy wcześniej nie miał. Ogólnie jednak nie był to czas rozwoju, lecz – jak przyznaje – minimalizowania strat. Natomiast przełożenie igrzysk o rok pomogło podjąć decyzję o wyjeździe do Wrocławia.

- Podszedłem do tego w taki sposób, że może to jest znak, że trzeba coś zmienić, spróbować zaaranżować sobie rzeczywistość treningową na nowo – mówi. – Stwierdziłem: sprawdzę, zmienię i zobaczę, co się stanie, bo nie mam w tym momencie wiele do stracenia. I tak zaczynam trening niemal od zera, jak po długich wakacjach. Sprawdzam więc i zobaczymy, co się z tego wykluje.


Najnowsze informacje z Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio w specjalnej zakładce Niepelnosprawni.pl/tokio, a także na naszych profilach na Facebooku i Twitterze. Na miejscu jest korespondentka Integracji, Ilona Berezowska.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas