Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Wirus samotności. Poradnik pacjenta

16.06.2021
Autor: artykuł sponsorowany, fot. pixabay.com
Źródło: Integracja 2/2021
samotny męzczyzna widoczny od tyłu, nie widać głowy stoi nad jeziorem

Nazwa hikikomori pochodzi z języka japońskiego, w którym oznacza chorobę samotności. To zlepek dwóch słów: hiku – wycofywać się, rezygnować, oraz komoru – ukrywać się, pozostawać w środku. Wycofanie z życia społecznego jest klasyfikowane jako zaburzenie psychiczne, ale w Japonii jest szczególnie częste z racji specyficznej kultury pracy.

Pełna nazwa zaburzenia to shakaiteki hikikomori lub po angielsku social withdrawal, co oznacza po prostu wycofanie społeczne. Pierwszy przypadek hikikomori zdiagnozowano w Japonii w latach 90. ubiegłego wieku. Później przypadki podobnych zaburzeń psychicznych zdiagnozowano w Korei Południowej, Chinach, Hongkongu, Singapurze i na Tajwanie.

Jak prawidłowo określać pacjenta? Najlepiej mówić: osoba hikikomori lub po prostu – hikikomori.

Rozprzestrzenianie się

Wycofanie, wyobcowanie, samotność, lęk przed wychodzeniem z domu, lęk przed kontaktami społecznymi, paraliżujący strach przed rzeczywistością – to cechy, które charakteryzują zaburzenie psychiczne o tej japońskiej nazwie.

W Japonii problem dotyka nawet miliona pacjentów, co zrzuca się na karb specyficznego stylu życia. Społeczeństwo kapitalistyczne narzuca szybkie tempo, potrzebę bogacenia się, skupienie na pracy i karierze, a przez to ograniczenie kontaktów społecznych. Rozwojowi schorzenia sprzyja korporacyjny wyścig szczurów, nieśmiałość i podatność na stres, a także problemy rodzinne.

Bardzo często hikikomori pojawia się w następstwie mobbingu w pracy czy nękania – także we wcześniejszych latach życia.

- Najbardziej narażone są osoby bardzo wrażliwe na krytykę i nieodporne na stres i presję otaczającego świata – mówi Marta Bogucka, psychoterapeutka z SENSE Centrum Psychoterapii. – Są ludzie o większej odporności na stres i presję oraz ci, którzy nie radzą sobie z komentarzami innych i zamykają się w czterech ścianach. Problem dotyczy coraz częściej dorosłych, którzy w czasie pandemii i pracy zdalnej przekonali się, jak to jest nie mieć kontaktu z ludźmi. Jeśli podoba im się samotność, boją się powrotu do biura, to znak, że mają problem.

Jednak lęk przed powrotem do pracy czy szkoły po długiej przerwie spowodowanej pandemią to nie to samo co hikikomori. 

- Hikikomori przypomina depresję, agorafobię (lęk przed przestrzeniami), zaburzenia schizofreniczne i lęk społeczny, lęk przed spotykaniem się z ludźmi. Diagnoza wymaga kilku spotkań z terapeutą – dodaje psycholog.

Objawy

Objawem zaburzenia jest odcięcie się od ludzi – rodziny, przyjaciół, znajomych. Osoba hikikomori unika wszystkich. Spędza czas w pokoju, rzadko z niego wychodząc. Ma odwrócony cykl dnia i nocy, co jest jakby „naturalnym” odcięciem od rodziny. Bardzo często dochodzi do rzucenia pracy czy szkoły.

Objawy takie muszą utrzymywać się dłużej niż sześć miesięcy, aby można było zdiagnozować schorzenie. U pacjentów hikikomori często diagnozuje się także depresję i zaburzenia lękowe. Nie są to jednak schorzenia zawsze współwystępujące.

- Nie jest naturalne, aby spędzać czas bez ludzi. Jesteśmy istotami stadnymi, społecznymi. My mamy tendencję do wchodzenia w relacje międzyludzkie, czujemy się w nich dobrze. To, co jest ważne w kontekście młodzieży, to łatwo można przegapić moment tego, że potrzeba samotności staje się chorobliwa. A teraz, w trakcie pandemii, kiedy praca czy szkoła zlewa się z życiem osobistym, jest to wyjątkowo trudne do rozgraniczenia. Jedni cierpią z powodu samotności – co jest naturalne, ale jeśli zaczyna nam się to podobać – jest niepokojące – przekonuje Marta Bogucka.

Co ciekawe, z osobą hikikomori kontakt można nawiązać za pomocą internetu, rzadziej telefonu.

Co pacjenci robią całe dnie?

Skoro osoba z zaburzeniem unika relacji towarzyskich, zamyka się w pokoju, to coś musi w nim robić. Zazwyczaj osoby hikikomori zamykają się w wirtualnym świecie, spędzając godziny w sieci, często w różnych grach. Zdarza się, choć nie jest to regułą, że nawiązują kontakty online.

Bardzo często osoba hikikomori załatwia swoje potrzeby fizjologiczne w pokoju, do toalety wymykając się tylko w nocy. Jedzenie rodzina stawia jej przed drzwiami. Jak to możliwe? Otóż w Japonii, gdzie choruje najwięcej ludzi, matki opiekują się synami często nawet do ich 40. roku życia – tacy synowie nie płacą czynszu, nie muszą zarabiać. Sprzyja to trwaniu hikikomori.

Leczenie

Leczenie hikikomori opiera się przede wszystkim na terapii. Im dłużej ktoś był zamknięty w pokoju, tym dłużej trwa jego terapia. Aby jednak ją podjąć, trzeba wyjść z domu, co nastręcza chorym wielu trudności.

Terapia hikikomori jest bardzo złożona i wymaga uważnego podejścia do pacjenta. Może współwystępować z depresją, lękami czy też uzależnieniem od internetu. Osoby z zaburzeniem mają trudność w nawiązaniu relacji z terapeutą, a tego wsparcia bardzo potrzebują. Rodzinna ochrona nad chorym nie ułatwia terapii, a członkowie rodziny nierzadko sami potrzebują pomocy psychologicznej, życie z chorym nie jest bowiem łatwe. W Japonii powstały już specjalne grupy wsparcia dla rodzin hikikomori. 

- Terapia polega na reintegracji społecznej osoby, która wycofała się z życia społecznego. Istnieją ośrodki readaptacyjne. Hikikomori to zaburzenie behawioralne i leczy się je tak jak wszystkie tego typu zaburzenia, poprzez działanie. W przypadku zdiagnozowanego hikikomori nie będzie łatwe odciągnięcie pacjenta od komputera. Aby to zrobić, podstawia się wirtualnego przyjaciela, który nawiązuje relację w sieci. Kiedy wirtualny przyjaciel zyska zaufanie i nawiąże relację, stara się przekonać chorego do rzeczywistego kontaktu, spotkania w świecie realnym. Wtedy też następuje moment, kiedy trzeba przekonać chorego do podjęcia leczenia – mówi psycholog Marta Bogucka.

Trochę bunt?

Absolutnie nie. Hikikomori nie można mylić z buntem! W Japonii system wymusza życie w ciągłym biegu – szkoła, po niej zajęcia dodatkowe, wszystko po to, by zdobyć dobrą pracę. Potem już tylko trzeba piąć się po szczeblach kariery, wyrażać ogromny szacunek dla przełożonego (silna hierarchizacja pracy), a na emeryturze jest czas na podróże.

Osoby młode buntują się przeciwko takiemu systemowi, ale hikikomori takim buntem nie jest. To zaburzenie, które sprawia, że wycofują się całkowicie z życia, nie idą do przodu. Zamykają się w sobie. Hikikomori u młodych ludzi wynika także z tego, że nie radzą sobie emocjonalnie z wywieraną presją. Z kolei emeryci za powód swojego wycofania podają właśnie emeryturę i rzekome bycie niepotrzebnymi. Osoby pracujące, które nagle uciekają od rzeczywistości, bardzo często wymagają także leczenia psychiatrycznego, problem bowiem narastał u nich latami, aż doszło do katastrofy.

- Przyczyną hikikomori jest presja bycia najlepszym. Młodzi ludzie są przytłoczeni liczbą zajęć dodatkowych, wielu nie chce ulegać presji, tej potrzebie rodziców, aby mieli najwyższe oceny, byli najlepsi we wszystkim – podkreśla Marta Bogucka.

Hikikomori w Polsce

Pierwszy przypadek hikikomori został zdiagnozowany w Polsce w 2001 r., przez psychiatrę z Katowic, Marka Krzystanka. Hikikomori jest także motywem przewodnim filmu Sala samobójców w reżyserii Jana Komasy. 

- Sytuacja pandemiczna spowoduje, że będzie się to nasilać. Nie tylko młodzież ma z tym problem, coraz więcej jest też dorosłych, którym nie przeszkadza brak jakichkolwiek kontaktów społecznych, nawet przy wyjściu do sklepu. Niepokojącym sygnałem jest takie kompletne odcięcie się od świata, kontakty tylko przez internet i zadowolenie z takiej sytuacji. Człowiek samotny, unikający wychodzenia z domu, nie będzie szczęśliwy – podkreśla psycholog. – Duża grupa dzieci nie chce wracać do szkoły, duża grupa dorosłych nie wyobraża sobie powrotu do biura. A te powroty nie powinny budzić w nas lęku.

HIKIKOMORI można rozpoznać u osób, które: odcinają się od wszystkich, spędzają czas tylko w znanych sobie czterech ścianach, takie zachowanie utrzymuje się dłużej niż pół roku.

 


Partnerem cyklu poradników jest

logo Polpharma

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • Powinno się więcej o tym schorzeniu mówić
    Amanda
    14.09.2021, 19:00
    Zdecydowanie więcej powinno się mówić o tym schorzeniu czy zaburzeniu. Ja słyszę o nim pierwszy raz. Uważam jednak, że nawet sama wiedza, że jest to problem z którym może i inni się borykają daje pewny rodzaj pociechy...
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas