Bez pomocy i wsparcia
Mój mąż wiele lat temu uległ wypadkowi komunikacyjnemu, został potrącony przez samochód. W czasie, kiedy wydarzył się wypadek, przebywałam na urlopie macierzyńskim. Potem przeszłam na wychowawczy płatny, bezpłatny, wykorzystałam też urlop płatny i bezpłatny, a także zwolnienie lekarskie do końca terminu umowy o pracę. Mam ponad 30 lat i wychowuję jednego syna.
Po wygaśnięciu umowy nie mogłam podjąć żadnej pracy, ponieważ
mój mąż, całkowicie niezdolny do pracy i samodzielnej egzystencji,
z orzeczeniem o znacznym stopniu niepełnosprawności, wymaga
całodobowej opieki ze względu na stan zdrowia (porażenie i
niedowład spastyczny czterokończynowy, uraz i uszkodzenie mózgu,
afazja, niekontrolowanie potrzeb fizjologicznych itp.). Próbowałam
pracy chałupniczej, jednak małe dziecko nie pozwalało na zrobienie
czegokolwiek w dzień, a po wielu
zarwanych nocach nie miałam po prostu siły na zajęcie się
wszystkim.
Odwaga ukarana
Mój mąż wtedy był w bardzo "trudnym" stanie: karmiony sondą, cewnikowany, miał tak zwany krzyk mózgowy, który trwał dzień i noc. Łapał dosłownie po 5-10 minut snu w międzyczasie, a ja miałam taką możliwość tylko w nocy. Jak ktoś ma w domu ciężko niepełnosprawna osobę z uszkodzeniem mózgu, to doskonale wie, o czym piszę!
W tym roku odważyłam się złożyć wniosek w naszym GOPS-ie o przyznanie świadczenia pielęgnacyjnego na męża. Ciągle na wszystko brakuje pieniędzy, pomimo tego, że mąż posiada rentę wypadkową. Otrzymałam jednak odmowę ze względu na, tu cytuję, „niedopatrzenie się związku pomiędzy brakiem zatrudnienia a koniecznością opieki nad mężem". To o tyle dziwne, że kierowniczka GOPS-u sama stwierdziła, że mój mąż jest "roślinką" (nie widząc ani dokumentacji medycznej, ani jego samego), czego świadkiem była pracownica GOPS-u.
Ponowne rozpatrzenie
Odwołałam się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które uchyliło decyzję GOPS-u i przekazało sprawę do ponownego rozpatrzenia przez wójta. Jednak owa Pani nadal twierdziła, że w dalszym ciągu nie należy mi się żadne świadczenie i dostałam drugą decyzję odmowną. Argumentacja była ta sama: "bezwzględnym warunkiem przyznania w/w świadczenia jest rezygnacja z zatrudnienia, a nie brak podejmowania pracy". Co dziwniejsze, nie został przedstawiony argument o obowiązku alimentacyjnym. Czyżby zdanie GOPS-u na ten temat się zmieniło?
Nieważne, że zrezygnowałam z przedłużenia umowy o pracę, nieważne, że nie mogę iść do pracy ze względu na stan zdrowia męża. Te panie nie patrzą na faktyczną sytuację. Wszystko odbywa się "mechanicznie". Kiedy spytałam, czy wójt widział decyzję z SKO, owa Pani stwierdziła, że "do ponownego rozpatrzenia sprawy przez wójta, to oznacza, że przez nią. Że tak się po prostu pisze". Będę pisała kolejne odwołanie. Teraz się już nie dam zbyć.
Odnoszę wrażenie, że owa szefowa placówki pomocowej chce za wszelką cenę udowodnić, że to właśnie ona ma rację i nikt inny nie ma prawa z nią w ogóle dyskutować. Dla osoby, która naprawdę chciałaby pomóc, tak mi się przynajmniej wydaje, decyzja z Samorządowego Kolegium Odwoławczego wystarczyłaby do pozytywnego rozpatrzenia mojego wniosku. Choć nasz GOPS uważa inaczej.
Po prostu „nie”
Kiedy rozmawiałyśmy o dofinansowaniu przez PFRON do turnusów
rehabilitacyjnych, powiedziałam o negatywnym rozpatrzeniu mojego
wniosku. Kierowniczka powiedziała, że dwa dni wcześniej była u
kierowniczki PCPR i załatwiła dwóm starszym osobom sfinansowanie
turnusu w całości. Kiedy poprosiłam, aby załatwiła też mężowi, to
powiedziała po prostu: "nie". Czy to oznacza pomoc tylko wybranym
osobom? Od czego to zależy? Czy trzeba mieć specjalne względy,
cokolwiek to oznacza?
Do samotnej mamy opiekującą się siedmiolatkiem (będącej
zarejestrowaną w UP) szefowa instytucji mającej nieść wsparcie i
otuchę osobom nieradzącym sobie z życiem, powiedziała: mam dosyć
oglądania pani! Czy to jest zachowanie normalne w GOPS-ach? Czy oni
nie powinni dokładać wszelkich starań, aby pomóc jak największej
liczbie osób potrzebujących? Przynajmniej na tyle, na ile jest to
możliwe. Czy tak się dzieje również w innych placówkach?
Mało tego, w placówce pomocy społecznej naszej gminy nie informują części ludzi, że mogą się starać o różne dofinansowania, zasiłki, rzeczowe wsparcie. Wydaje się, że są niezadowoleni z tego, że się w ogóle od nich coś chce.
Ciągle tyle pytań
Kiedy powiedziałam, że podobno wszedł w życie przepis pozwalający pobierać świadczenia małżonkom, którzy zrezygnowali z zatrudnienia, to kierowniczka GOPS-u stwierdziła, że ona o tym nie słyszała, a jeśli już, to dotyczy to jedynie osób, które dopiero w tym roku zrezygnowały z zatrudnienia. Odmówiono mi też opiekunki, o którą prosiłam, aby chociaż na godzinę podjechała, żeby mi pomóc w jakikolwiek sposób (choćby zostać na chwilę z mężem).
Mam ciągle tyle pytań, o które nie mam kogo zapytać. Kilka osób mi mówiło, że renta wypadkowa nie jest dochodem opodatkowanym, więc się go nie wykazuje w celu dochodzenia jakichś świadczeń. Czy to prawda? O to chciałam zapytać, ponieważ ubiegając się o jakąś pomoc od GOPS-u, nie zgłosiłam tego i miałam z tego powodu straszną awanturę z postanowieniem o zgłoszeniu tego do prokuratury. W ustawie o świadczeniach rodzinnych nie ma ujętej renty wypłacanej przez ubezpieczyciela sprawcy. Czy rzeczywiście ta renta jest liczona jako normalny dochód, czy też nie? Dlatego piszę do Integracji.
Jedyne miejsce
Uważam, że w naszej placówce nie ma właściwej osoby na właściwym stanowisku. Pracowników socjalnych powinno się dokładniej kwalifikować, bo dla wielu ludzi jest to jedyne miejsce, w którym mogą znaleźć pomoc, wsparcie czy tylko informacje. Jeżeli takiej tam nie dostają, to są zdani wyłącznie na samych sobie. Ludzie po prostu nie mają siły na dodatkowe problemy i rezygnują z dochodzenia swoich praw, nawet nie mając pojęcia o tym, jakie prawa im przysługują.
Komentarz