Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

O skutkach ślęczenia przed ekranem

06.08.2020
Autor: Maria Deskur - prezes Fundacji Powszechnego Czytania, fot. pexels.com; pixabay.com
Źródło: materiał opublikowany na stronie klubjagiellonski.pl; Integracja 3/2020
telefon komórkowy trzymany w ręku

Dzięki niej możemy pracować, utrzymywać kontakt z rodziną i przyjaciółmi, a także oderwać się od pracy, oglądając film. To jednak tylko jedna strona medalu. Technologia uzależnia, wywołuje depresję, ogranicza wolność, zaburza zdolność do krytycznego myślenia, powoduje problemy z koncentracją, negatywnie wpływa na zdrowie fizyczne i utrudnia czytanie ze zrozumieniem. Epidemia potrwa dłużej niż zakładano, dlatego nie powinniśmy całego naszego czasu spędzać przed ekranami.

Świat zamknięty w domach próbował się dostosować. Lekarze stali się żołnierzami pierwszego frontu, służby mundurowe przyjęły rolę zaplecza medyków, a my, obywatele, przenieśliśmy nasze życie online. Uczyliśmy się, robiliśmy zakupy, uczestniczyliśmy w webinarach, telekonferencjach, „timsach”, „zumach”, „skajpach”, oglądaliśmy filmy i last but not least komunikowaliśmy się przez internet na niespotykaną dotąd skalę.

Media społecznościowe były dotychczas istotnym operatorem komunikacji. Dziś stały się nowym środowiskiem życia homo sapiens. Dane przygotowane przez firmę Selectivv, obrazują tę zmianę. Po zamknięciu szkół skala korzystania z social mediów wzrosła skokowo. Messenger zarejestrował blisko 850 proc. wzrostu, Whatsapp 800 proc., Facebook 625 proc. Jeszcze przed wirusem Polacy spędzali sporo czasu przed ekranami telewizorów. Zamknięcie w domu spowodowało skokowy wzrost używalności serwisów wideo. Netflix zanotował ponad 550 proc. wzrostu, YouTube – 500 proc.

To oczywiste, że technologie nam dziś pomagają. Systemy telekonferencyjne sprawdzają się nie tylko dla firm, ale i w rodzinach. Zdalna edukacja, choć niełatwa zarówno dla nauczycieli, jak i uczniów była jedyną bezpieczną alternatywą. Możliwość zakupów przez internet to też błogosławieństwo w wielu przypadkach.

Nie ma również wątpliwości, że rewolucja, która się właśnie dokonała, zmieni nas bezpowrotnie. Skokowo wzrosną kompetencje komunikacyjne online; na pewno część z nas przyzwyczai się do zakupów przez internet. Może powstanie ruch odwrotny, w stylu „kupuj w sklepie”, by ratować te biznesy, które po otwarciu naszych domów przetrwają. Pewne procesy są nieodwracalne, ale na wiele mamy wpływ. I w tym kontekście warto zrozumieć, czym jest i jakim regułom podlega siedzenie przed ekranem – by móc świadomie swoje nawyki kształtować.

Facebook ratuje przed traumą

Badania przeprowadzone na 890 uczestnikach trzęsienia ziemi w L’Aquili pokazały, że korzystanie z Facebooka w takim przerażającym czasie zmniejsza o połowę prawdopodobieństwo nabawienia się depresji i zespołu stresu pourazowego w następstwie owych wydarzeń. To niesłychanie mocny dowód na to, jak w sytuacjach granicznych Facebook pomaga poczuć się częścią społeczności, odczuć, że nie jesteśmy w tym koszmarze sami. To oczywiście wspaniała wiadomość na początek, bardzo adekwatna do obecnej sytuacji. Zrozumienie procesów bardziej długofalowych jest jednak nie mniej ważne. Istnieje coraz więcej badań skutków długofalowego i intensywnego korzystania z mediów społecznościowych i internetu.

Czas i relacje

Internet i social media pochłaniają czas. Samsung upublicznił kilka lat temu informację, że przeciętny użytkownik zagląda do smartfona 150 razy dziennie. Tristan Harris, kiedyś projektant doświadczeń użytkowników Google (user experience designer), dziś prezes Center for Humane Technologies (Centrum Technologii  Dla Ludzi), podkreśla w  wystąpieniach, że celem biznesowym mediów społecznościowych jest zatrzymanie nas na swoich stronach jak najdłużej. To dlatego media te proponują różne aktywności – polubienie czegoś dodatkowego, obejrzenie kolejnego filmu na zbliżony temat. Informują też automatycznie o urodzinach, awansach i  wydarzeniach u znajomych – byśmy klikali, lajkowali i spędzali tam czas. To dlatego dostajemy powiadomienia, choć ich nie ustawialiśmy – żeby wrócić na tę czy tamtą stronę. Gry komputerowe proponują poziom drugi (i kolejne), kiedy tylko uda się zaliczyć pierwszy. Warto zwrócić uwagę, ile czasu poświęcamy na takie czynności i czy naprawdę świadomie taką decyzję podjęliśmy.

dwie damskie dłonie trzymają się za palce
fot. pexels.com

Definiujemy siebie, budujemy swoją tożsamość, ale też stabilność emocjonalną w relacji z drugim człowiekiem. Liczne badania pokazują, że dzieci znacznie lepiej rozwijają się w relacji z rodzicem niż pozostawione z najwspanialszą nawet zabawką czy przed ekranem. Częścią tego obrazu jest fakt, że wchodząc w interakcje z ludźmi, jako dzieci uczymy się, a potem, jako dorośli, ćwiczymy się nieustannie w odczytywaniu ich emocji, melodii wypowiedzi, wczuwamy się w rozmówców, reagujemy, odbieramy ich reakcje na nas, uczymy się reakcji własnych.

Badania z 2013 r. opublikowane pod tytułem Facebook Use Predicts Declines in Subjective Well-Being in Young Adults pokazują, że bardzo wzmożona aktywność na Facebooku zmniejsza empatię. Stała komunikacja przez ekran utrudnia zrozumienie emocji drugiego człowieka, co stanowi realny problem w funkcjonowaniu społeczeństwa. Wiele zdefiniowanych obecnie kompetencji przyszłości obraca się wokół empatii właśnie: praca w zespole, umiejętność dostosowywania się do zmieniającej się sytuacji czy kompetencje międzyludzkie. Bez empatii nie rozumiemy innych, nie rozumiemy świata. A empatii nie da się rozwinąć i zachować bez relacji z ludźmi. Monokulturowa relacja z urządzeniem obniża kompetencje społeczne. To w wymiarze społecznym. W wymiarze międzyludzkim brak empatii jest niepełnosprawnością.

Jednym z fundamentów dobrego funkcjonowania jest układ nagrody, czyli struktura w mózgu odpowiadająca za motywację i kontrolę zachowania. Mechanizm ten ma zwiększać prawdopodobieństwo działań korzystnych dla organizmu. Mózg nieustannie uczy, co jest dobre; przez uruchomienie dopaminy zwiększa wydajność przetwarzania informacji i uczenia się; dopamina z kolei aktywuje serotoninę, która odpowiada za przyjemność, którą odczuwamy. Mózg uczy, by wracać po tę nagrodę.

Narkotyki czy alkohol to substancje, od których uzależniamy się właśnie dlatego, że oddziaływają na układ nagrody. Sięgamy po nie, by powtórzyć doznaną przyjemność. Układ nagrody „uczy się” danej substancji i niestety potrzebne są coraz większe dawki do osiągnięcia tego samego efektu przyjemności. Stąd uzależnienie. Badania wykazały, że substancje chemiczne nie są jedynym źródłem uzależnień. Ogromna radość związana z wygraną w kasynie czy w grze komputerowej może generować te same skutki. W uzależnieniach behawioralnych elementem bardzo wzmacniającym siłę ich „wciągania” jest pewna przypadkowość nagrody wpisana w sukces: losowość wygranej w kasynie czy grze komputerowej buduje poczucie możliwości; dla gracza stanowi raczej pseudoobietnicę wygranej niż zapowiedź przegranej. W efekcie wciąga gracza w kolejne zakłady czy godziny gry – jest jak przysłowiowy króliczek, który sprawia wrażenie, że za następnym zakrętem da się złapać. I im większa rozpiętość między losowymi nagrodami, tym większa moc uzależniająca takiego mechanizmu.

„Uzależnienie od smartfona jest porównywalne z innymi uzależnieniami behawioralnymi (uzależnieniem od hazardu, gier komputerowych czy internetu): określone zachowanie sprawia ogromną przyjemność i dlatego pojawia się coraz częściej, co w końcu prowadzi do zakłócenia jakości życia i utraty kontroli. [...] Wieloletnie badanie podłużne na próbie łącznie 1618 uczniów pozwoliło pokazać dwuipółkrotny wzrost ryzyka pojawienia się depresji u 13–18-letnich osób intensywnie korzystających z Internetu” – pisze prof. Manfred Spitzer w  książce Cyberchoroby.

Badania pokazują, że młodzi ludzie potrafią odczuwać lęk przed separacją ze smartfonem czy wyłączeniem go choćby na chwilę. Z drugiej strony udowodniono także, że intensywne użytkowanie urządzeń cyfrowych generuje długotrwały stres. Lęk tłumaczony jest przez FOMO (fear of missing out) czyli strach, że coś nas ominie. I pojawiła się już nazwa tego zachowania lękowego: nomofobia (no mobile phone + phobia). Stres z kolei wywoływany jest przez nieustanne, choć najczęściej nieuświadomione, poczucie, że nie kontrolujemy technologii, którą się posługujemy.

klawisz lajka na klawiaturze
fot. pixabay.com

Mechanizm jest przewrotny: uzależniamy się od „lajków”, maili, postów i innych małych zastrzyków dopaminy – ponieważ szukamy w nich ukojenia dla lęków i stresu, które zostały wywołane tymże użytkowaniem. W sytuacji stresowej zaczynamy sięgać po telefon, „postujemy” w nadziei na zdobycie „lajków”, co działa dokładnie tak, jak picie alkoholu dla zniwelowania kaca.

Naturalną i zdrową reakcją na stres powinna być rozmowa z drugim człowiekiem. Bardzo dobitnie mówi o tym Simon Sinek, słynny amerykański teoretyk i trener przywództwa. Umiejętność poproszenia o pomoc drugiego człowieka jest fundamentem naszego dobrego funkcjonowania. Naprawdę jesteśmy istotami społecznymi, a tymczasem zwracamy się do ekraniku, pogrążając się w relacji z nim i skutecznie, krok po kroku, obniżając własne kompetencje społeczne, co wyłącznie nakręca dalszą spiralę uzależnienia.

Gry komputerowe to szczególny sposób korzystania z internetu, obarczony silnymi mechanizmami uzależniającymi. Wygrana uruchamia poczucie przyjemności. Udane przejście przez takie czy inne wyzwanie owocuje nagrodą. Gracz chce grać dalej – gra pokazuje mu kolejne etapy do pokonania. Za każdym razem przyjemność z osiągniętego sukcesu jest odczuwalna i wydaje się być budująca! A godziny mijają. Wśród skutków bardzo intensywnego grania w gry komputerowe wymienia się zaburzenia koncentracji, obniżenie wyników w matematyce czy umiejętności czytania.

Zdrowie fizyczne

Bezdyskusyjny wydaje się być fakt, że wielogodzinne siedzenie przed ekranem wpływa negatywnie na zdrowie fizyczne. Do negatywnych rezultatów należą: nadwaga, schorzenia kręgosłupa i problemy z krążeniem – wynikające z braku ruchu. Podkreśla się także związek „wystawiania” małych dzieci na oglądanie reklam z ich późniejszym uzależnieniem od tzw. jedzenia śmieciowego. Dzieci w wieku przedszkolnym nie mają wykształconego myślenia krytycznego, które umożliwia dorosłym ocenę proponowanych treści. Dlatego są szalenie podatne na reklamę.

Co więcej, przyzwyczajenia z wczesnej młodości są bardzo trudne do zmiany. Wczesna nadwaga staje się katalizatorem bardzo wielu wyzwań; uruchamia niebezpieczną spiralę: brak akceptacji siebie, często wynikający z ostracyzmu otoczenia, i co się z tym wiąże – gorsze relacje rówieśnicze i wynikająca z nich predylekcja do wracania przed telewizor, może przed grę komputerową, które tylko pogłębiają problem. Ponadto dziecko, które nauczymy natychmiastowego zaspokajania potrzeb (czy przez jedzenie, czy przez smartfon), nie jest uczone motywacji, planowania i cierpliwości koniecznej do osiągnięcia w życiu czegokolwiek – od zdania egzaminów przez utrzymanie pracy  po przyjaźnie z ludźmi.

Kolejne doniesienie naukowców to osiągnięty w trzech niezależnych badaniach wynik wskazujący na fakt, że korzystanie z mediów cyfrowych, szczególnie w ciągu ostatniej godziny przed zaśnięciem, ogranicza sen. Niedobory snu rosną proporcjonalnie do czasu, który spędzamy przed ekranem, ale także do liczby mediów, które wykorzystujemy. Wszyscy słyszeliśmy, że ponoć Napoleon Bonaparte prawie nie spał. I łączy się to powszechnie z domniemaniem o jego geniuszu. Badania faktycznie sugerują, że jeśli nie spał, to był bardzo wyjątkowy. Sen jest bowiem człowiekowi szalenie potrzebny.

Odpowiednie działanie zarówno funkcji cielesnych, jak i umysłowych naszych organizmów jest silnie skorelowane ze snem. Sen poprawia działanie pamięci; zwiększa możliwości przyswajania treści oraz połączenia ich z tym, co w pamięci już przechowujemy. To dlatego czasem jesteśmy w stanie wyśnić rozwiązania. Jeśli przed snem intensywnie rozmyślamy o problemie, mózg śpiąc, niejako sam podsuwa kolejne elementy zagadnienia. Do skutków zaburzeń snu należą: nadwaga, zaburzenia mowy i wzroku, bóle głowy, obniżona odporność, kłopoty z pamięcią. Warto zatem na godzinę przed snem zamienić komórkę czy komputer na książkę albo grę planszową.

odbicie w okularach kobiety - napis facebook
fot. pixabay.com

Kompetencje poznawcze

Liczne badania w różnych krajach pokazują, że intensywne użytkowanie mediów cyfrowych skutkuje obniżeniem koncentracji przy czytaniu i niższym poziomem zrozumienia tekstu (Delgado, Vargas, Ackerman, Salmelin, 2018; Mangen, van der Weel, 2016; Barzillai, Thomson, Mangen, 2017). Potężne badanie przeprowadzone na 170 000 uczniach europejskich, izraelskich i amerykańskich na przestrzeni lat 2000–2017 (Delgado, 2018) wykazało, że młodzi ludzie znacząco lepiej rozumieją tekst czytany na papierze niż na ekranie.

„Chyba najbardziej zaskakujący jest wynik pokazujący coraz większą różnicę rozumienia u młodzieży badanej w ostatnich latach. Innymi słowy, czytelnicy, którzy są »digital natives« (urodzeni w erze cyfrowej), rozumieją znacząco lepiej tekst czytany na papierze niż na ekranie. Widzimy zatem pokolenie, które wyrosło w czasach czytania cyfrowego, a mimo to jest mniej chętne lub wręcz mniej przygotowane do intensywnego używania bardziej wyrafinowanych procesów poznawczych w czasie czytania na ekranie” – pisze Maryanne Wolf, amerykańska neurobiolog poznawcza, w swoim najświeższym, jeszcze niepublikowanym artykule.

Czytanie nie jest bowiem umiejętnością, którą posiadamy genetycznie. „Mózg czytający” wytworzyliśmy kilka tysięcy lat temu w efekcie potrzeby rozpoznawania znaczeń. Dlatego wymaga używania, jeśli nie chcemy go stracić – zarówno jako jednostki, ale też jako gatunek. Naukowcy wykazują, że czytanie dłuższych tekstów na papierze ćwiczy tzw. głębokie czytanie, połączone z zaawansowanymi procesami poznawczymi, które musimy uruchomić, by zrozumieć bardziej skomplikowany tekst. Czytanie na ekranie powoduje przechodzenie na „czytanie płytkie”, przebieganie wzrokiem po tekście, nieuruchamiające wspomnianego ćwiczenia.

Otwórz w nowej karcie

Jak obrazowo wyjaśnia Wolf, zmiana tego, jak czytamy (przeskakując słowa w tekście na ekranie), zmienia to, co czytamy (krótsze, mniej gęste teksty, informacje mniej odległe od naszych własnych myśli, wymagające mniejszego wysiłku poznawczego, mniejszego wysiłku zmiany perspektywy), co z kolei modyfikuje to, co jest pisane (w wyniku nacisku na wydawców, by dostosować się do współczesnego czytelnika), co w efekcie zmienia to, po co czytamy (przestajemy czytać, by się dowiedzieć czegoś, nauczyć; czytamy, by się utwierdzić w jakimś przekonaniu, które znamy, lub by przeżyć silne emocje krótkich szokujących newsów). W całym tym procesie tracimy okazję do ćwiczenia czytania głębokiego, przestajemy trenować nasze umiejętności poznawcze i w rezultacie jest nam coraz trudniej zrozumieć bardziej skomplikowany dłuższy tekst.

Zagrożenie jest w istocie potężne. Przejście na czytanie z ekranu jawi się wyłącznie jako swoista równia pochyła. Im więcej pozwalamy sobie na czytanie płytkie, tym bardziej przyzwyczajamy do tego nasz aparat poznawczy, tym trudniej będzie zrozumieć tekst wymagający, tym łatwiej będzie nami manipulować.

Oczywiście zagrożenie dla wykształconego człowieka dorosłego jest znacząco mniejsze od niebezpieczeństwa, jakim jest intensywna nauka i czytanie na ekranie przez dzieci, których aparat poznawczy dopiero się kształtuje. Wskazane jest (bez względu na wiek) czytanie i nauka z książek oraz w rozmowie z drugim człowiekiem. Jak wykazują badania (Buhrmeister, 2011), styl myślenia (dokładność) i rezultaty myślenia (język, liczenie) są o 10–15 proc. niższe u osób intensywnie korzystających ze smartfonów.

ułożona z części komputerowych podobizna Steva Jobsa
fot. podobizna Steve'a Jobsa/pixabay

To jednak nie wszystko. Jak dobitnie podkreśla wspomniany wyżej Tristan Harris, media społecznościowe zabijają koncentrację. Wyświetlające się powiadomienia odciągają uwagę od tego, co robimy, i przeciętnej osobie potrzeba aż 20 minut, by powrócić do pierwotnego poziomu skupienia. A do tego trzeba dodać, że wchodzimy na social media nawet bez powiadomień.

Komputer czy smartfon używany odpowiednio jest wspaniałym narzędziem komunikacji, pozyskiwania wiedzy czy rozrywki. I wykształceni rodzice potrafią z niego korzystać i w sposób odpowiedzialny pozwalać korzystać dzieciom. Coraz więcej zamożnych rodziców posyła dzieci do placówek low tech, np. Montessori, ponieważ coraz więcej jest dostępnych badań na temat negatywnego wpływu smartfonów na rozwój dzieci. Świat obiegła informacja, że Steve Jobs ograniczał technologię w wychowywaniu swoich dzieci i że ponoć cała Dolina Krzemowa poszła za jego przykładem.

Jednocześnie komputer czy smartfon w rękach dziecka z domu, w którym rodzic jest mniej kompetentny, staje się narzędziem samozniszczenia. Zaczynają się nieograniczone godziny spędzane w internecie. Kompetencje społeczne i poznawcze tych dzieci ubożeją nie tylko w porównaniu do rówieśników z uprzywilejowanych rodzin, ale także w odniesieniu do poziomu, jaki mogłyby osiągnąć, rozmawiając z rodzicami czy rodzeństwem. Ryzyko depresji, agresji, wykluczenia wzrasta. Oczywiście im dziecko młodsze, tym skutki będą gorsze. Rozziew między kompetencjami dzieci z różnych środowisk rośnie, zamiast się zmniejszać. Smartfon, który w zasadzie jest wspaniałym narzędziem demokratyzacji, przez niewłaściwy sposób użytkowania okazuje się narzędziem pogłębiania nierówności.

Myślenie krytyczne

Wyszukiwarki i media społecznościowe nie są wydawcami publikującymi treści; są jedynie dostarczycielami platform, na które każdy może wrzucić dość dowolne treści (z ograniczeniami dotyczącymi treści szczególnie drastycznych). Pozycjonowanie, czyli niematerialny, ale przepotężny demiurg tego świata, promuje materiały „klikalne”. Jeśli twój filmik ludzie lubią, polubi go więcej – bo wyszukiwarka wyświetli go wyżej. Dość szybko ludzie i firmy publikujące treści nauczyli się, że tym, co wywołuje klikanie, a zatem sukces, jest zdziwienie i oburzenie, wyjście poza normę, outrage.

Stąd tytuły bardzo wielu materiałów zapowiadają „szokujące informacje”, „zadziwiające historie”, debaty „masakrujące” przeciwnika –  ich autorzy chcą w ten sposób podnieść swoją klikalność. Niestety jako użytkownicy działamy bardziej impulsywnie niż racjonalnie i rzeczywiście pochłaniamy te informacje, które obiecują zaskoczyć lub oburzyć. Ale skutki są głębsze niż sama strata czasu. Mechanizm pozycjonowania sprzyja informacjom – można rzec – szalonym. Te prawdziwe i potwierdzone są statystycznie bardziej skomplikowane, poniekąd nudniejsze. Użytkownik częściej wybierze informację szokującą, która jest najczęściej dodatkowo podana w sposób bardzo przystępny. W powiązaniu z czytaniem płytkim efektem jest obniżenie poziomu myślenia krytycznego. W USA odnotowano wzrost odsetka ludzi wyznających dzięki social mediom teorie spiskowe i ekstremalne.

Wolność

A zatem: czas, zdrowie fizyczne i psychiczne, kompetencje społeczne i poznawcze, krytyczne myślenie – to wszystko aspekty życia, które nie pozostają nienaznaczone intensywną interakcją z ekranami. Potężna skala oraz szerokość zasięgu tego wpływu każe zadać sobie pytanie o naszą decyzyjność.

na żółtym tle dwie czarne strzałki, skierowane w dwie strony przeciwne
fot. pixabay.com

Robert Cialdini już przed laty opisał mechanizmy wywierania wpływu na ludzi. Zasady, które zdefiniował, oczywiście mają zastosowanie online. Doświadczenie użytkownika w mediach społecznościowych projektowane jest przez zespoły informatyków-psychologów, świadomych narzędzi wpływu, których mogą użyć. W efekcie media społecznościowe czy platformy wideo wywierają wpływ dzięki znajomości naszej konstrukcji psychologicznej. Reguła wzajemności (odczuwamy silną potrzebę odwzajemnienia uprzejmości – lajki za lajki), konsekwencji (klikamy w kolejne podobne treści), autorytetu (śledzimy to, co nasze autorytety), społecznego dowodu słuszności, układ nagrody, potrzeba akceptacji społecznej – to wszystko mechanizmy psychologiczne, których używanie wydłuża czas spędzany w mediach społecznościowych. Drugim elementem kierującym doświadczeniem użytkownika jest fakt, że jesteśmy prowadzeni: możemy wybrać z menu, które ktoś dla nas uprzednio stworzył (mamy wybór tylko taki, jaki nam chciał dać), wyskakujące powiadomienia nawołują do wejścia tu czy tam, a klikając, przechodzimy do miejsca, które projektant chciał, byśmy zobaczyli (niekoniecznie od razu tam, gdzie chcieliśmy się znaleźć), a skuteczna rezygnacja z abonamentu jest zdecydowanie trudniejsza niż subskrypcja.

Oczywiście w ostatecznym rozliczeniu decyzję o pozostaniu na takiej czy innej stronie internetowej zawsze podejmujemy sami. Nie zmienia to faktu, że warto zdawać sobie sprawę z ogromej liczby metod używanych, by nas na ten wybór naprowadzić  i zadawać sobie pytanie: czy naprawdę jest moim świadomym wyborem, by spędzić kolejne pół godziny, przeglądając dalsze obrazki.

Ilość, jakość czy coś innego?

Naukowcy i analitycy wydają się być zgodni, że wpływ cyfryzacji na nasze życie jest potężny. Scenariusze na przyszłość są różne. Postulat minimalizacji używalności to oczywiście jedno stanowisko, w zasadzie teoretycznie proste, w praktyce chyba jednak zmierzające ku pogłębieniu różnic społecznych (chyba że potrafilibyśmy z takim postulatem dotrzeć skutecznie  do całego społeczeństwa). Propozycję połączenia nauki czytania głębokiego (poprzez książki papierowe i pracę tylko z nimi do 5. roku życia dziecka) i płytkiego (przez wprowadzenie iPada jako jednej z zabawek  od ok. 6. roku życia) sformułowała Maryanne Wolf  we wspomnianym najnowszym artykule.

Taki scenariusz rozwiązywałby jednak tylko część problemu. Interesujące wydają się być propozycje Center for Humane Technologies zmierzające do przeformułowania paradygmatu funkcjonowania social mediów (zakładając, że odciągnięcie ludzkości od smartfonów jest postulatem nierealistycznym). Jak pisze Harris: „potrzebujemy technologii, która będzie po naszej stronie, będzie pomagała nam żyć, czuć, myśleć i działać w sposób samodzielny”. Ostatecznie nie ma wolności bez sprawnie działającego umysłu podejmującego świadomą decyzję.

Wszystkie te postulaty pozostają jednak, przynajmniej na dziś, w sferze możliwych scenariuszy na przyszłość. Tymczasem lockdown był naszą teraźniejszością i zamknięci zostaliśmy w domach ze smartfonami i komputerami podłączonymi do internetu 24 godziny na dobę. Myślę, że można pokusić się o obrazową analogię: sól jako przyprawa jest dla nas w zasadzie niezbędna i uwydatnia smak potraw, ale spożywana w nadmiarze staje się wyjątkowo szkodliwa. Technologia cyfrowa podobnie – wspaniale uzupełnia, wzbogaca życie, daje dostęp do kultury, informacji, przyjaciół, umożliwia współpracę na odległość! W sytuacjach kryzysowych Facebook ratuje przed depresją. To wpływ naprawdę błogosławiony. Kluczowe jest jednak, byśmy zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa przerzucenia się na monoskładnikową dietę na stałe. Próba jedzenia samej soli skończyłaby się bardzo źle. Organizm źle zniesie przerzucenie się wyłącznie na kontakt z ekranem. Ciało wymaga ruchu i żąda snu, umysł potrzebuje czytać dłuższe teksty również na papierze, potrzebujemy relacji z drugim, żywym człowiekiem, by nadal  sprawnie funkcjonować w społeczeństwie i rozumieć otaczającą rzeczywistość.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas