Tata był jak Święty Józef [LIST DO REDAKCJI]
Wiele dzieci z niepełnosprawnością wychowuje się w niepełnej rodzinie. Kiedy mężczyzna dowiaduje się, że jego nowo narodzone dziecko nie jest w pełni sprawne i że nigdy nie będzie sprawne, często się wycofuje, ucieka, odchodzi. Nie jest w stanie udźwignąć ciężaru, który na niego spadł.
Mój ojciec był całkiem inny. Zawsze wspierał zarówno mamę, jak i mnie. Kiedy mama usłyszała diagnozę od lekarki, załamała się. Ojciec był przy niej, pocieszał ją, mówił, że nawet lekarze do końca wszystkiego nie wiedzą. Przecież jest jeszcze siła wyższa. Nigdy się nie oszczędzał – takim go pamiętam. Zawsze ciężko pracował, od rana do wieczora, ponad siły. Był dla nas prawdziwą ostoją w trudnych momentach życia.
Dla wszystkich miał czas. Nikomu nie odmówił pomocy. Chociaż sam nigdy nikogo nie prosił o nią, nawet gdy jej potrzebował. Mieszkamy na terenach wiejskich, więc odkąd pamiętam, zawsze pomagał całej naszej rodzinie przy żniwach w okresie letnim. Był w stanie nawet wziąć urlop wypoczynkowy, jeżeli była taka konieczność. U mnie nie było gospodarstwa rolnego – ze względu na moją niepełnosprawność.
W czasie urlopu wypoczynkowego jechał do naszych zachodnich sąsiadów, do pracy sezonowej przy zbiorze szparagów – by zarobić na moją rehabilitację, która była bardzo kosztowna. W ciągu roku musiał być na miejscu, ponieważ często wyjeżdżał ze mną na konsultacje do klinik na terenie całej Polski. Gdy byłem z mamą na turnusie rehabilitacyjnym, ojciec potrafił przemierzyć setki kilometrów w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych, w zimie, gdy śniegu było po kolana.
Zawsze znajdował czas, by mi pomóc w odrabianiu lekcji z matematyki lub w naprawie mojego samochodziku. Gdy rozpocząłem terapię mowy i jąkania, tata jeździł ze mną do Warszawy na comiesięczne spotkania. Motywował mnie do działania.
Napisałem, że tata był jak Święty Józef, ponieważ mało mówił, a dużo działał. Był skromny, prawy, pobożny. Miał swoje twarde zasady, których trzymał się przez całe życie. Dużą wagę przywiązywał do porządku i punktualności. Prawie całe swoje życie zawodowe pracował w zakładzie ślusarskim. Miał umiejętności techniczne – dokładność, tworzenie rysunków. Z zawodu był technologiem. Przez ostatnie lata swojej aktywności zawodowej pracował w tartaku przy obróbce drzewa.
Jego największym hobby była piłka nożna. Jako młody chłopak był piłkarzem w lokalnym klubie, a później jego prezesem. Przez ostatnie lata jeździliśmy razem na mecze lokalnej drużyny piłkarskiej.
Ciężka praca odbijała się na zdrowiu. W roku 2013 ojciec ciężko zachorował. Była to choroba przewlekła, która trwała pięć lat. 1 kwietnia minęły dwa lata, odkąd ojca nie ma wśród nas. Gdy stan ojca pogarszał się, ja w tym okresie złamałem rękę, więc nie byłem w stanie opiekować się nim, ale w miarę możliwości pomagałem, na ile mogłem. 29 kwietnia 2018 r. rodzice mieliby 40. rocznicę ślubu.
Tato, dziękuję Ci za każdy dzień, za każdą chwilę, którą mogłem z Tobą spędzić.
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz